niedziela, 28 kwietnia 2013

Filmowa sobota (a raczej niedziela :D)


Tytuł: Intruz
Reżyser: Andrew Niccol
Gatunek: Sci-Fi, Thriller, Romans

Przyszłość. Panowanie na Ziemi przejął niewidzialny wróg. Najeźdźcy opanowali ludzkie ciała umieszczając w nich Dusze, dla których ludzie są jedynie żywicielami. Dusze są z natury dobre, spokojne i łagodne, ale nie potrafią czuć jak my. Melanie - jedna z ostatnich wolnych istot, zostaje schwytana, a w jej ciele umieszczona zostaje Wagabunda. Jest to doświadczona dusza, która zamieszkiwała już na siedmiu planetach. Jej zadaniem jest poznanie wspomnień Melanie i odkrycie, gdzie jeszcze ukrywają się buntownicy czyli wolni ludzie. Zadanie okazuje się jednak o wiele trudniejsze niż można było przypuszczać. Melanie jest wyjątkowo silną osobowością i toczy z Wagabundą walkę o panowanie nad ciałem i umysłem. Co więcej - z czasem - Wagabunda poznaje wspomnienia dziewczyny o ukochanym mężczyźnie i sama zaczyna odczuwać coś dziwnego… Wkrótce Melanie i Wagabudna zawrą swoisty pakt i wyruszą na pustynię w poszukiwaniu mężczyzny bez którego nie potrafią żyć…

Na premierę tego filmu czekałam z niecierpliwością. Kilka lat temu, kiedy "Intruz" ujrzał światło dzienne w Polsce, przeczytałam go jednym tchem. Historia jest niepowtarzalna i zupełnie inna od fabuły "Zmierzchu" (tej samej autorki). Dlatego miałam duże oczekiwania względem filmowej wersji, ale powiem Wam, że nawet się nie zawiodłam. Wiadomo, jak to w książce bywa, wszystko jest opisane i przedstawione na spokojnie, a w filmie trzeba te około 500 stron zmieścić w 2 godziny. Zabrakło mi w filmie wielu momentów, a niektóre niestety wyglądały tak, jakby wzięły się znikąd, ale przymykam na to oko, bo film naprawdę uważam, za godny uwagi. Gorąco zachęcam do zapoznania się z obiema wersjami "Intruza".

Ocena: 9/10



Tytuł: Kobieta w czerni
Reżyser: James Watkins
Gatunek: Dramat, Horror


Młody notariusz Artur Kipps (Daniel Radcliffe) wyrusza do oddalonej od świata wioski, by zbadać tajemniczą posiadłość. Kipps nie przypuszcza, że przekraczając próg posiadłości, stanie się częścią przerażającej historii.


Stała się rzecz niespotykana i obejrzałam z własnej woli horror. Może nie jest to typowy horror, ale dla mnie zawsze to coś, gdyż zazwyczaj zapieram się nogami i rękami przed tego typu filmami. (jaki rym! :D) Jest to zupełnie nie mój gatunek, nie potrafię pojąć po co oglądać coś, żeby się bać i potem jeszcze nie spać w nocy ze strachu. No dobra, przesadzam, ale nie lubię wszelkiego rodzaju horrorów. "Kobietę w czerni" obejrzałam tylko z jednego powodu. Pewnie każdy się domyśla, że chodzi oczywiście o aktora grającego głównego bohatera- Daniela Radcliffa. Aktora ubóstwiam od zawsze dlatego po prostu musiałam zobaczyć go w kolejnej odsłonie. Cóż, oczywiście oprócz Daniela, w tym filmie nie ma nic co mogłoby mi się spodobać lub mnie zaciekawić. Nie jestem w stanie ocenić go obiektywnie ponieważ nie znoszę tego gatunku, dlatego możliwe, że jakikolwiek horror bym oglądała to i tak nie spodobałby mi się. Ogólnie przez całe półtora godziny się męczyłam, no i te zakończenie... ale o co tu chodzi?

Ocena: 2/10







Tytuł: Iron Man 2 Reżyser: Jon Favreau Gatunek:  Sci-Fi, Akcja

Kilka miesięcy temu cały świat poznał prawdziwą tożsamość czerwonozłotego bohatera ze stali. W tym czasie miliarder Tony Stark (Robert Downey Jr.) zdołał ustabilizować stosunki Wschód-Zachód i przewrócić nadzieję na międzynarodowy pokój. Nie wszystkim jednak odpowiada jego działalność. Specjalna senacka komisja postrzega Iron Mana jako zagrożenie bezpieczeństwa narodowego. Innym przeciwnikiem Tony'ego jest Justin Hammer (Sam Rockwell), szef koncernu zbrojeniowego pragnący zostać wyłącznym dostawcą broni dla armii USA. Podczas Grand Prix Monako Tony decyduje się osobiście prowadzić samochód swojego zespołu. Wtedy atakuje go Ivan Vanko (Mickey Rourke), rosyjski złoczyńca i genialny fizyk, żądny zemsty za krzywdę, którą rodzina Starków wyrządziła jego ojcu.

Jakiś czas temu obejrzałam pierwszą część Iron Man'a, która niczym mnie nie zachwyciła wręcz przeciwnie. Ostatnio nadarzyła mi się okazja aby obejrzeć drugą część, która spodobała mi się dużo bardziej. Ogólnie nawet ciekawie spędziłam przy tym filmie wieczór,a trzecią część też pewnie obejrzę, bo akurat zbliża się jej premiera.

Ocena: 6/10




***
W tym miesiącu to dopiero mam zastój z recenzjami. Na swoją kolej czekają już dwie, ale 
jakoś nie mam ani weny ani chęci na pisanie. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni i już w weekend majowy uda mi się coś naskrobać.
Do napisania! :)

wtorek, 2 kwietnia 2013

52. Requiem- Lauren Oliver


Tytuł: Requiem
Autor: Lauren Oliver
Stron: 390
Seria: Delirium #3
Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive
Ocena: 5/6  7/10

 Zburzcie mury

Delirium. O tej serii słyszał chyba już każdy. Jednych zachwyca, drugich nie przekonuje. Na czym polega fenomen Lauren Oliver? Może na tym, że potrafiła stworzyć historię, której jeszcze nie było. Wciągnąć czytelnika do świata choroby amor deliria nervosa i trzymać go w nim w napięciu aż do końca, dopóki historia Leny nie zakończy się na dobre. Ja właśnie po wielu przygodach, wrażeniach i ogromnej dawce emocji razem z Leną dotarłam do ostatniego momentu tej wędrówki. I nie wiem co mam o niej myśleć.

Głusza jest niespokojna. Władze w Portland zamierzają zniszczyć i zrównać z ziemią tereny osiedlone przez Odmieńców. Lena myślała, że nic jej już nie zaskoczy, pogodziła się z losem oraz tym, że ukochanego zostawiła za sobą dawno pod osłoną płomieni. Teraz przy jej boku miał stać Julian, chłopak, z którym udało jej się uciec. Ale okazuje się, że życie zaskakuje nas nie raz i niespodziewanie pojawia się Alex. Tylko to nie jest jej ukochany, tylko zmieniony i po przejściach chłopak, który nie ma prawie nic wspólnego z jej dawnym Aleksem.
Rewolucja zaczyna się na dobre. Życie w Głuszy nie jest już takie łatwe jak było kiedyś, teraz na każdym kroku Lena wraz z Julianem, Raven, Tackiem, Hunterem i resztą muszą uważać na siebie, bo Strażnicy są wszędzie, a zarazem nigdzie ich nie ma. Wojna się zbliża, a oni muszą być przygotowani na każdą okoliczność. Po drugiej stronie muru, Hana wiedzie spokojne życie przy boku Freda-przyszłego burmistrza. Nowej nadziei dla mieszkańców Portland. Teraz oczy wszystkich wpatrzone są w przyszłych małżonków, po których spodziewa się wielkich zmian w zarządzaniu miastem. Wbrew pozorom Hana wcale nie przywykła jeszcze do tego życia, a po zabiegu ma wiele wątpliwości. Męczące sny ciągle powracają, a obraz Leny nie może zniknąć z jej oczu. Czy obie dziewczyny kiedykolwiek odzyskają jeszcze spokój? Czy mury wreszcie runą?

„Taka jest właśnie przeszłość: unosi się, potem osiada i gromadzi warstwami. 
Jeśli się straci czujność, pogrzebie cię.”

 Pamiętam, że "Delirium" mnie nie zachwyciło. Uważałam, że pomysł faktycznie jest innowacyjny i zarazem naprawdę ciekawy, ale czegoś brakowało mi w tej książce. Natomiast po "Pandemonium" wszelkie wątpliwości jakie miałam co do tej trylogii, rozwiały się. Druga część była moim zdaniem jedną z najlepszych kontynuacji jakie czytałam. Pod jej adresem mogłabym ciągle tylko wygłaszać "ochy i achy!". Nie mogłam się wprost doczekać trzeciej i niestety ostatniej części. Zakończenie poprzedniczki wbiło mnie w fotel i długo nie mogłam otrząsnąć się z szoku. Szczęśliwa, że wreszcie już jest, sięgnęłam po "Requiem". I ? Sama nie wiem co o niej myśleć. Wiem na pewno i piszę to ze smutkiem, ale zawiodłam się. "Pandemonium" postawiło poprzeczkę niesamowicie wysoko, więc w sumie nie powinnam być zaskoczona, że tą poprzeczkę ciężko było autorce przeskoczyć, ale mimo tego liczyłam, że będę bardziej usatysfakcjonowana. Oczywiście książka mi się podobała, klimat jaki poznałam w poprzednich częściach nadal był odczuwalny więc jak mogło mi się nie podobać?

"Requiem" podzielone jest na dwie narratorki. Jedną z nich jest Lena, zamieszkująca Głuszę, żyjąca w ciągłym strachu, pozbawiona wszelkich luksusów, oraz Hana, która żyje po drugiej stronie muru gdzie może czuć się bezpieczna. Czy podzielenie narracji było dobrym pomysłem? Szczerze mówiąc na początku nie byłam do tego przekonana. Bardziej ciekawiło mnie życie Leny, ale potem doszłam do wniosku, że gdyby był przedstawiony tylko punkt widzenia Leny, książka mogłaby stać się monotonna, a tak przenosiłam się do zupełnie innego świata, w którym żyła Hana.

Pierwsze co mnie zezłościło na początku było to, że autorka nie kontynuowała ostatniej sceny z "Pandemonium". Spodziewałam się, że będzie wielkie spotkanie z Aleksem itd., a tu nic. Szkoda, bo na to najbardziej czekałam, ale w tej chwili zaczynam się czepiać. Drugim, ważnym aspektem jest na pewno zakończenie "Requiem". Tu to dopiero mam mętlik w głowie. Pani Oliver postanowiła zdać się na naszą wyobraźnię i zostawić nam otwarte zakończenie. Bez słowa większych wyjaśnień. Jestem zła i nieusatysfakcjonowana takim zakończeniem historii Leny! Dlaczego zawsze wszystko kończy się w najlepszym momencie? Czuje ogromny niedosyt. Chcę jeszcze i jeszcze. Nie zdziwiłabym się gdyby autorka postanowiła, że dopisze jeszcze jeden tom, w którym to nareszcie mogłabym poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Mam również i trzeci, wielki minus. Otóż wielbiciele Delirium dobrze wiedzą, że jest to książka głównie o miłości, ale również o walce o wolność i prawo wyboru. Ale samo "Delirium" opierało się właśnie na tym uczuciu-miłości. Więc teraz się pytam, gdzie tak nagle, ten najważniejszy aspekt powieści się podział? Został on przyćmiony przez inne kwestie,  które autorka postanowiła poruszyć, ale jestem tym bardzo zawiedziona. Przecież jest to historia o prawdziwej i pięknej miłości, która była między Leną a Aleksem, chociaż do tego pojawił się jeszcze Julian, więc tworzy się trójkąt miłosny. Autorka chyba aż do zakończenia sama nie wiedziała kogo jej bohaterka powinna wybrać. Chociaż nawet zakończenie niewiele wskazuje, co mnie tylko irytuje. Pomiędzy walką o przetrwanie i wolność w Głuszy dla autorki nie znalazło się już miejsca na uczucie, z którym mieliśmy do czynienia w poprzednich, dwóch tomach. Brakowało mi tego i to bardzo. Miłość Aleksa i Leny była jedną z najpiękniejszych o jakich czytałam, a tu nie dane mi było przyglądać się jak się ona rozwija.

"Wy wszyscy, gdziekolwiek jesteście: wy w strzelistych miastach i wy w małych 
wioskach. Znajdźcie w sobie to, co najtwardsze, kamienne bryły, 
żelazne pręty i ogniwa,  i wyrzućcie precz. Umówmy się tak: zrobię to, 
jeśli i wy to zrobicie, teraz i na zawsze.
Zburzcie mury."

"Requiem" mimo tych kilku, a dokładniej trzech wad jakie wymieniłam powyżej, jest książką, która wzbudziła we mnie wiele emocji. Chociaż uważam, że niestety nie utrzymała poziomu z drugiej części, którą byłam po prostu oczarowana, ale i tak bardzo miło będę ją wspominać. Zakończenie całej serii uważam, za w pewnym sensie niedopracowane i moim zdaniem autorkę stać na dużo więcej. W obu poprzednich częściach zakończenia były z prawdziwym rozmachem, po prostu wbijające w fotel, tu natomiast tego nie doświadczyłam. Dlatego mimo, że jest to trylogia, mam cichą nadzieję, że Lauren Oliver stworzy jeszcze jedną część, w której wszystko wyjaśni i nie pozostawi czytelnikowi żadnych niedomówień i wreszcie będę zadowolona. Sama jestem w szoku, że to napisałam, bo nie lubię przedłużania początkowych trylogii, ale Dary Anioła Cassandry Clare przekonały mnie, że czasem warto coś jeszcze dopowiedzieć, a może to wyjść tylko na korzyść serii. Mam nadzieję, że właśnie tak byłoby w przypadku tej trylogii, chociaż pewnie nie mam co liczyć na czwartą część. Zobaczymy, w każdym bądź razie trylogia pani Oliver na długo pozostanie w mojej pamięci i z chęcią do niej jeszcze wrócę. Dlatego szczerze Wam ją polecam!

W skład trylogii wchodzą:
Delirium PandemoniumRequiem