sobota, 28 czerwca 2014

76. Morze spokoju - Katja Millay

Tytuł: Morze spokoju  Autor: Katja Millay
Tytuł oryginału: Sea of Tranquility
Stron: 454  ♦ Wydawnictwo: Jaguar

Na rynku jest wiele książek, które prawie niczym się od siebie nie różnią. Schemat goni schemat, a czytelnik, który pragnie czegoś nowego, ma dość ograniczony wybór. Często szukając tej właściwej książki, napotykamy całą masę nic nie znaczących i bezbarwnych lektur, przez które się przebijamy, by wreszcie odnaleźć tą jedyną, która na zawsze odbije się w naszej pamięci i sercu. Ale czy tak było w moim przypadku i czy właśnie "Morze spokoju" mogę uznać za tą wyjątkową pozycję? Po części tak.

Gatunek New Adult był mi do tej pory nieznany. W skrócie charakteryzuje się on tym, że główna bohaterka jest dziewczyną po przejściach, poznaje chłopaka, który również ma za sobą trudne chwile. Brzmi w sumie średnio ciekawie, dlatego jakoś nie byłam chętna do zapoznania się z tym gatunkiem. Ale, czego się nie robi gdy znajduję się na co drugim blogu, wychwalającą recenzję książki? Kupuje się ją rzecz jasna, by samemu na własnej skórze przekonać się o co tyle szumu. Tak było właśnie z "Morzem spokoju", które polecał chyba każdy kto je czytał.

Nastya w swoim młodym życiu przeżyła już wiele złego. Pewne wydarzenie z przeszłości sprawiło, że umarła choć nie dosłownie. Dziewczyna wciąż żyje, ale wszystko co sprawiało, że jest szczęśliwa, zabrał jej pewien chłopak. Od tej pory jej życie zamieniło się w koszmar. Jedyne czego pragnie to odnaleźć swojego mordercę i ukarać go za odebranie jej przyszłości. Pod przykrywką twardej dziewczyny, w pełnym makijażu i czarnych strojach Nastya zapisuje się do nowej szkoły. W ten sposób chce odstraszyć potencjalnych znajomych przed próbą kontaktu się z nią. Utrudniać to, może również fakt, że dziewczyna nie odezwała się do nikogo ani słowem od ponad dwóch lat.

Josha Bennetta zna każdy w szkole. Nie oznacza to jednak, że zasłużył sobie na to czymś niezwykłym. Otóż chłopak systematycznie traci swoich bliskich. Dosłownie każdy kogo kocha prędzej czy później umiera, z różnych przyczyn. W szkole każdy omija go szerokim łukiem, nie chcąc mieć z nim nic wspólnego. Josh jest dlatego dość samotnym człowiekiem, ale nie wygląda na to, żeby mu to bardzo przeszkadzało. Wystarcza mu spędzanie czasu ze swoim przyjacielem Drew, a jeszcze większą radość sprawia mu majsterkowanie i robienie mebli w garażu, w którym codziennie wieczorem przesiaduje.

W pewnym momencie drogi Nastyi i Josha się spotykają. Dziewczyna jest ciekawa co sprawia, że każdy go unika, chcąc przy tym poznać go bliżej, chociaż sama nie wie, co ją do niego ciągnie. Zaczyna przychodzić do niego wieczorami i przypatrywać się jak chłopak pracuje nad meblami. Coś w Nastyi pęka i zaczyna przywiązywać się do Josha, tak samo jak on do niej. Ale oboje skrywają wiele tajemnic i żadne z nich nie ma ochoty się z nich zwierzać. Mimo tego tę dwójkę zaczyna łączyć niesamowita relacja.

Opis, który przedstawiłam brzmi dość banalnie. Nic na to nie poradzę, ale jedyne o czym mogę Was zapewnić, to o tym, że ta książka nie ma w sobie ani krzty banalności. Historia może i nie urzekła mnie od początku, ale gdy już się wciągnęłam, przepadłam całkowicie. Co mi się w niej podobało? Prawie wszystko. Ale gdybym miała napisać co konkretnie, nie dałabym rady. Książka robi po prostu kolosalne wrażenie. Jej całokształt. Czuję, że same słowa nie wystarczą by ją opisać właściwie. Nie ma takich słów. Dla mnie każde zdanie napisane przez Katję Millay było wyjątkowe, i mimo, że na początku nie widziałam w niej nic szczególnego, to po przeczytaniu zdałam sobie sprawę ze swojego błędu. Fabuła może i jest odrobinę schematyczna, ale uwierzcie mi, że zdarzenia w niej następujące są kompletnie nieprzewidywalne. Z resztą najważniejsze są w niej emocje. Gdy odłożyłam książkę na bok, myślami cały czas do niej powracałam. A gdy ją skończyłam? Miałam mętlik w głowie i nie mogłam się na niczym skupić, bo cały czas rozpamiętywałam wydarzenia z "Morza spokoju".

Jest to książka w całej swojej krasie wyjątkowa. Nie wiem jak inaczej mogłabym ją określić. Myślę, że każdy powinien się z nią zapoznać, bo ma ona w sobie prawdziwą moc oddziaływania na czytelnika. Nie bez powodu została ona najlepszą książką 2013 roku według "School Library Journal". Koniecznie przeczytajcie i dajcie mi znać czy na Was również zrobiła tak duże wrażenie!

czwartek, 26 czerwca 2014

75. Sny i tobołki pana Pierdziołki - coś dla najmłodszych i nie tylko

Sny i Tobołki pana Pierdziołki 
Ilustracje: Kasia Ceradzy    Wydawnictwo: Zysk i S-ka Ocena: 6-/6

Z bajkami miałam styczność odkąd pamiętam. W dzieciństwie uwielbiałam ten szczególny moment wieczorem, gdy przychodził do mnie jeden z rodziców i zaczynał czytać mi bajkę. Były takie, które mogłam czytać non stop i nie było mowy żeby mi się znudziły. Dzisiaj przedstawiam Wam również książeczkę, w której można znaleźć wiele bajek i powtarzanek, które na pewno znacie z dzieciństwa. Jest to zbiór przeróżnych historii, które przypomniały mi o czasach beztroskich zabaw. 

Dlaczego warto sięgnąć po książeczki z serii Pana Pierdziołki? To proste. Zawierają one wiele rymowanek, które każde dziecko bez problemu się nauczy, zapamięta i będzie ciągle śpiewać czy też powtarzać. Znajdą się tu klasyki takie jak kołysanka "Na Wojtusia z popielnika", którą nuciła mi mama przed snem, ale także inne, wesołe śpiewanki. Każda doskonale się rymuje, przez co łatwo wpada do głowy choć nie tak szybko wypada :) Kolejnym atutem są specyficzne rysunki Kasi Ceradzy, czasem śmieszne, ale trochę też groteskowe. Z pewnością czynią one książeczkę ciekawszą i małemu czytelnikowi na pewno zapadną w pamięć. 

Oprócz tego występują tu również rymowanki dla trochę starszych czytelników. Ja sama czytając wiele z nich śmiałam się w głos! Są one szczere i zabawne do bólu. To mi się właśnie podoba. Książeczka jest naprawdę wieloraka, ponieważ myślę, że nie tylko małemu dziecku się spodoba, ale Ci starsi czytelnicy na pewno się przy nich nieraz uśmiechną. Mnie zdecydowanie zabrała do czasów dzieciństwa, co bardzo miło wspominam. Myślę, że jedynie "Wyliczanki niegrzeczne" rodzice mogliby zachować dla siebie, chociaż to wszystko sprawa indywidualna, bo dla mnie były one prześmieszne, choć z drugiej strony nie wiem czy odpowiednie dla maluchów.

Uważam, że "Sny i tobołki pana Pierdziołki" to świetna gratka dla całej rodziny. Dzieci zapewne będą z chęcią uczyć się i powtarzać rymowanki, a dla rodziców będzie to miła odskocznia i podróż do ich dzieciństwa. Na korzyść książeczki przemawia także jej cena, która biorąc pod uwagę porządne wykonanie i ciekawą szatę graficzną, jest naprawdę niska. Serdecznie polecam!

Za książeczkę serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Zysk i S-ka!


środa, 25 czerwca 2014

Klub karmy - Jessica Brody

"Madison przyłapała chłopaka na zdradzie z najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Każdą inną nastolatkę ten fakt by załamał. Jednak nie Madison. Ona, bowiem woli planować zemstę. I to nie tylko na frajerze, z którym jeszcze do niedawna była.
Równowaga musi zostać zachowana, a skoro wszechświat o to nie dba, zajmie się tym Klub Karmy."
FRAGMENT POWIEŚCI - dla chętnych :)

Dzisiaj przedstawiam Wam trailer najnowszej książki Jessici Brody, którą możecie znać z powieści "52 powody dla których nienawidzę mojego ojca". Zwiastun książki jest świetny i aż chce się wierzyć, że powstanie również i film.





poniedziałek, 16 czerwca 2014

74. Rycerz Siedmu Królestw - George R.R. Martin

Tytuł: Rycerz Siedmiu Królestw Autor: George R.R. Martin
Tytuł oryginału: Knight of The Seven Kingdoms
Stron: 356  Wydawnictwo: Zysk i S-ka  Ocena: 4/6

Georga R.R. Martina nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Jeśli jednak jest wśród Was ktoś kto go jeszcze nie zna, to w wielkim skrócie mogę napisać, że jest on jednym z najbardziej znanych i cenionych pisarzy w swoim gatunku. Mowa tu oczywiście o fantastyce i pewnie każdy jej wielbiciel zapoznał się z jego twórczością. Pieśń Lodu i Ognia stała się wielkim hitem, a dowodzi tego ilość sprzedanych egzemplarzy, a także wyprodukowanie serialu opartego na niej. Wielbiciele "Gry o Tron" zapewne wyczekują teraz kolejnego tomu z sagi, natomiast Martin aby złagodzić trochę okres czekania przedstawia zbiór opowiadań osadzonych w tym samym świecie, natomiast mających miejsce wiele lat wcześniej.

"Rycerz Siedmiu Królestw" to książka, w której znajdują się trzy opowiadania, których głównym bohaterem jest  młody wędrowny rycerz Dunk, przemierzający królestwo wraz ze swoim giermkiem Jajem. Dunkiem od zawsze opiekował się ser Arlan, ale po jego śmierci, chłopak zaczął podróżować samotnie, przybierając tytuł Duncana Wysokiego. W pierwszym opowiadaniu Dunk wyrusza na turniej rycerski, a po drodze w gospodzie spotyka Jaja, który od tej pory stanie się jego giermkiem. Dopiero później okaże się, że Jajo jest tak naprawdę jednym z wysoko urodzonych, który czeka w dużej kolejce by objąć tron. Razem przemierzają krainy Westeros w poszukiwaniu przygód i sławy.

Saga Pieśń Lodu i Ognia nie jest mi obca. Zaczęłam czytać kiedyś pierwszą część, ale wtedy nie było mi dane jej skończyć, ale orientuję się w jakim stylu pisze Martin. Dlatego trochę obawiałam się tej książeczki. W swojej wielkiej sadze autor serwuje czytelnikowi przecież wiele nazwisk, przygód i anegdot, które czasem ciężko zapamiętać. W tym przypadku też one występowały, ale nie były tak skomplikowanie jak myślałam. "Rycerz Siedmiu Królestw" jest zdecydowanie lżejszą lekturą. Wszystkie trzy opowiadania są dość krótkie, ale napisane w stylu, który każdy doskonale zna z Gry o Tron.

Język w powieści nie jest trudny do zrozumienia, ale trzeba pamiętać o tym iż akcja powieści dzieje się jeszcze przed wydarzeniami z Pieśni Lodu i Ognia, także jest on odpowiednio stylizowany. Znajdziemy tu pojedynki rycerskie, dworskie intrygi, walki na śmierć i życie oraz damy w opałach, a wszystko to okraszone dawką humoru- choć dość szczególnego. Jedynym minusem jaki znalazłam to właśnie anegdoty, o których już wspominałam. Było ich tak dużo, że czasami nie wiedziałam o kim była mowa. Ale to przecież cały Martin, a on może sypać takimi historiami jak z rękawa.

"Rycerz Siedmiu Królestw" to lektura lekka i dość krótka, jak na Georga R.R. Martina. Zdecydowanie jest to dobry umilacz czasu, dla tych którzy czekają na kolejną część z sagi. Fani nie będą zawiedzeni, bo znajdą tutaj chyba wszystko za co kochają twórczość pisarza. Opowiadania czyta się szybko i przyjemnie,dlatego dla tych którzy nie czytali jeszcze poprzednich dzieł autora, myślę, że będą one dobrą rozgrzewką przed opasłymi tomami Pieśni Lodu i Ognia.

Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka!



piątek, 13 czerwca 2014

73. Coldplay. Życie w trasie - Matt McGinn

Tytuł: Coldplay. Życie w trasie  Autor: Matt McGinn
Stron: 227  Wydawnictwo: SQN

Zespół rockowy Coldplay jest znany chyba na całym świecie. Jednak jak to się stało, że z małego zespołu z Wysp Brytyjskich stali się tak rozpoznawalni? Swoją karierę zaczęli w 2000 roku, wydając swój debiutancki album Parachutes. To właśnie z tego albumu pochodzą takie piosenki jak Yellow, Shiver czy też Trouble. Ich pierwszy album stał się prawdziwym hitem i przez wiele tygodni utrzymywał się na listach najlepiej sprzedających się płyt. Z kolejnymi krążkami było już tylko lepiej. Ale dzisiaj nie o tym mowa. Jak sam tytuł książki wskazuje, rozchodzi się tu o życie w trasie. 

Postać Matta McGinna, była mi kompletnie nieznana do tej pory. Ale tak to właśnie jest, fani zazwyczaj skupiają się na zespole i ich muzyce, nie zastanawiając się co się kryje za sceną, jak wyglądają przygotowania do koncertu oraz kto odpowiada za to by np. dźwięk brzmiał tak dobrze w ogromnej przestrzeni jaką jest stadion. Od tego jest przecież cały sztab ludzi, ale na to mało kto zwraca uwagę. Sama bardzo lubię zespół Coldplay, mają świetne piosenki, a na żywo podobno są jeszcze lepsi. Niestety nie miałam jeszcze okazji ich posłuchać podczas koncertu, ale pewnie kiedyś to zrobię. W każdym razie przygotowanie takiego koncertu jest rzeczą niełatwą i wymagającą dużego zaangażowania wielu ludzi. Jedną z takich osób jest właśnie Matt McGinn, autor tej książki.

Książka ta jest bardziej historią Matta niż zespołu Coldplay. Opowiada on jak wyglądało jego życie przed wstąpieniem do świata Coldplay oraz po tym jak do nich dołączył. Był on świadkiem rozwoju zespołu, towarzyszył im prawie od początku ich kariery. Ale kim właściwie jest Matt? Sam nazywa siebie roadie, chociaż jak tłumaczy nazwa ta nie dla każdego ma pozytywny wydźwięk, podobno z biegiem lat tytuł ten stracił na wartości. Sam termin roadie oznacza osobę, która wyrusza razem z zespołem w trasę koncertową i zajmuje się wszystkimi technicznymi sprawami. Dba o to, aby podczas koncertu wszystko przebiegało pomyślnie, by instrumenty grały jak trzeba itp. Praca niełatwa, a zarazem bardzo odpowiedzialna. Jednak tacy ludzie w tej branży są niezbędni.

"Coldplay. Życie w trasie" to książka, w której znajdziecie wiele ciekawych historii jakie działy się podczas trasy na przestrzeni wielu lat. Matt z własnej perspektywy przedstawia wszystkie wydarzenia w ciekawy sposób, pokazując chłopaków z Coldplay jako świetnych ludzi. Z małego bandu, stali się genialnym rockowym zespołem, który sprzedał miliony płyt i ma swoich wielbicieli na całym globie. Pamiętajcie jednak, że nie jest to biografia zespołu, ale jak to Matt zaznaczył, chłopaki nad takową dopiero pracują. To jest bowiem książka o momentach z trasy czasem lepszych a czasem gorszych. Świetna gratka dla fanów Coldplay.

 

Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu SQN. 


wtorek, 10 czerwca 2014

72. Spojrzenie Elfa - Katrin Lankers

Tytuł: Spojrzenie Elfa  Autor: Katrin Lankers
Stron: 351 Wydawnictwo: Dreams

Od zawsze lubiłam czytać książki o stworzeniach nie z tego świata. Z resztą cała moja fascynacja książkami zaczęła się od przygody z wampirami. Po tym, czytałam książki tylko i wyłącznie o podobnej tematyce. Dopiero około roku temu, zmieniłam, a raczej urozmaiciłam swoją biblioteczkę o książki z innych gatunków. Dawno nie czytałam czegoś o elfach, a kiedyś bardzo lubiłam o nich czytać. Także gdy pojawiła się okazja, by móc ponownie zagłębić się w historię o elfach, zrobiłam to bez zastanowienia. 

"Spojrzenie Elfa" opowiada historię szesnastoletniej dziewczyny Mageli -jest ona nastolatką, z typowymi problemami, z jakimi spotykają się dziewczyny w jej wieku. Jednak Mageli ma niesamowity talent do muzyki, wszyscy mówią o niej, że jest piękna, ale dziewczyna wciąż uważa siebie za przeciętną. Do tego ma spiczaste uszy, które od zawsze jej przeszkadzały i zasłaniała je długimi włosami. Zaczynają ją też nachodzić wątpliwości, czy na pewno żyje z biologicznymi rodzicami. Pewnego dnia, podczas spaceru po lesie Mageli napada dwójka podejrzanych mężczyzn, a ratuje ją tajemniczy chłopak o imieniu Erin. Jak się później okazuje jest to elficki książę, który sam nie wie dlaczego nagle znalazł się w świecie ludzi. Od tej pory Erin i Mageli spotykają się w snach, a więź między nimi zaczyna się pogłębiać. Niespodziewanie Erinowi przydarza się coś złego, a Mageli wierząc w swoje możliwości, wyrusza do krainy elfów, aby uratować księcia.

Na początku ciężko było mi się wczuć w fabułę powieści, była ona po prostu niezbyt ciekawa, ale jak się później okazało warto było czekać aż akcja się rozwinie. Gdy po jakimś czasie oswoiłam się ze stylem jakim pisze autorka, mogłam spokojnie cieszyć się z lektury. Jest to książka zdecydowanie dla młodszej młodzieży, myślę, że najbardziej odpowiednia dla osób poniżej piętnastego roku życia. Nie jest to lektura wymagająca, pióro autorki jest przyjemne, a jednocześnie język jakim się posługuje bardzo prosty, z tego względu uważam, że wymagający czytelnik mógłby się rozczarować. Mocną stroną książki jest świat w niej przedstawiony. Tutaj autorka mnie zaskoczyła, ponieważ kraina elfów- Enigmala, wymyślona przez panią Lankers, jest czarująca. Autorka pokazała życie elfów, oraz zmiany jakie w nim zaszły odkąd zaczął władać ich krainą zły Czarny Elf. To mi się bardzo podobało, ponieważ jak już wcześniej wspominałam, bardzo lubię takie magiczne klimaty, które tutaj jak najbardziej występowały.

Jest to książka dla osób, które lubują się lekkich lekturach, których głównym motywem są elfy. Powieść ta porusza też kilka ważnych kwestii, z którymi często młodzi ludzie borykają się w swoim życiu. Oprócz tego na uwagę zasługuje również szata graficzna książki, która jest naprawdę bardzo ładna. Takie książki, aż miło się czyta! Myślę, że młodszy czytelnik nie będzie zawiedziony "Spojrzeniem Elfa". Polecam!

Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu Dreams!

niedziela, 8 czerwca 2014

Gwiazd naszych wina - ekranizacja


Gwiazd naszych wina

Na film wybrałam się z samego rana w piątek w dniu premiery. Byłam go bardzo ciekawa, po tym jak czytałam książkę, którą przecież każdy się zachwycał. Właśnie w tym miejscu muszę zaznaczyć, że ja osobiście nie wiem na czym polega jej fenomen. Książka jest owszem ciekawa, wzruszająca, porusza ważne kwestie i zmusza czytelnika do głębszej refleksji, ale na mnie ona nie zrobiła tak dużego wrażenia, jak na innych osobach. Ale dobra, dzisiaj nie o książce, tylko o filmie. Otóż filmu byłam niesamowicie ciekawa. Nieczęsto, ale zdarza się przecież, że ekranizacja jest lepsza od książki, miałam nadzieję, że i w tym przypadku tak będzie. Na moje szczęście tak właśnie było :)

Pierwszą rzeczą o jakiej należy wspomnieć jest obsada. Shai jako Hazel Grace spisała się na medal, teraz wydaje mi się, że jest ona naprawdę niesamowitą aktorką, bo tak samo myślałam po obejrzeniu "Niezgodnej", w której również grała główną rolę i też idealnie się w nią wczuła. Brawa dla niej za to. Ansel stał się prawdziwym Augustusem bez dwóch zdań. Grał on z niesamowitą lekkością, jeśli można tak to ująć, i urzeczywistnił książkowego Gusa w każdym calu. Nie wiem jak to dobrać w słowa, ale znalazło się coś czego mi brakowało. Mianowicie pokazania tego wielkiego uczucia między Hazel a Gusem. Ale wiem, w ciągu niecałych dwóch godzin jest to niemożliwe, by ukazać w pełni ich niesamowitą relację, chociaż właśnie tutaj miałam wrażenie, że coś nie gra. Oprócz tego nie ma się do czego przyczepić, film jest niesamowity.

Kolejnym ogromnym plusem tego filmu jest jego moc działania na widza różnymi bodźcami. Jest on przecież maksymalnie przesiąknięty emocjami. Raz jest śmiech, a raz prawdziwa rozpacz. Nie uwierzę, że ktoś obejrzał ten film, nie roniąc ani jednej łzy! To jest po prostu niewykonalne. Nawet sama książka, nie wywołała u mnie tylu emocji co film. Wiedziałam, że mogę się tego spodziewać, bo zazwyczaj filmy bardziej mnie wzruszają, a szczególnie jeśli dojdzie do tego nastrojowa, ale zarazem smutna muzyka i wtedy koniec- płacz gwarantowany. Tak było właśnie w tym wypadku. Oprócz tego w filmie znalazło się wiele wspaniałych cytatów z książki, a to na pewno ucieszy każdego wielbiciela papierowej wersji "Gwiazd naszych wina". Cóż więcej mogę napisać? Wybierzcie się do kina! :)



Ocena: 8/10

A to moja ulubiona piosenka z filmu, która mnie wzrusza za każdym razem
gdy jej słucham:

środa, 4 czerwca 2014

71. Urodzona o północy - C.C.Hunter

Tytuł: Urodzona o północy ♦  Autor: C.C.Hunter
Seria: Wodospady Cienia #1 ♦  Stron: 365
Wydawnictwo: Feeria  ♦ Ocena: 8/10

Książek o istotach nadprzyrodzonych jest bardzo wiele. Jednak trzeba nie lada talentu i dobrego pomysłu, aby książkę okrzyknięto mianem bestsellera. Tak też było w przypadku "Urodzonej o północy", ale czy ten tytuł jej się należy? O tym poniżej.

Kylie Galen to nastolatka, którą poznajemy w niezbyt wesołym momencie. Umiera jej babcia, rodzice się rozwodzą, a na dodatek dziewczyna widuje dziwną postać Żołnierza, którą dostrzega tylko ona. Podczas jednej imprezy, można to ująć, znalazła się w nieodpowiednim miejscu, o niewłaściwej porze, zostaje zatrzymana przez policję i trafia na komisariat. Mama Kylie ma już dość wybryków dziewczyny i po naradzie z psychologiem, wysyła swoją córkę na obóz dla trudnej młodzieży do Wodospadów Cienia. Lecz po przyjeździe okazuje się, że to miejsce pełne dziwolągów. A przecież Kylie nie jest taka jak oni, prawda? Tu jednak, Kylie nie może być tego taka pewna, wszyscy twierdzą, że jest jedną z nich, tylko kim dokładnie? Tego dziewczyna próbuje się dowiedzieć w tym tajemniczym miejscu.

Kylie to dziewczyna, którą można polubić, ale nie od razu. Sposób w jaki jest przedstawiona, zdecydowanie wpływa na jej korzyść, chociaż czasami bywała irytująca, gdy nie mogła się zdecydować, którego chłopaka wybrać. Ale można przymknąć na to oko, bo Kylie ma w domu wiele problemów, jej rodzice przestają się dogadywać, a jedyna osoba, przy której czuła się kochana to jej babcia, która umiera. Dodatkowo prześladuje ją postać Żołnierza, o której nigdy wcześniej nie słyszała. Także jej życie nie jest łatwe. Gdy trafia do Wodospadów Cienia, na początku nie może się tam odnaleźć, okazuje się, że obozowicze to same dziwolągi, do których Kylie na pierwszy rzut oka nie pasuje. Ale to nie jest wcale zwyczajne miejsce dla trudnej młodzieży. To obóz dla osób o nadprzyrodzonych zdolnościach. Znajdziemy tam więc wampiry, wilkołaki, elfy i zmiennokształtnych. Nic dziwnego, że Kylie wydaje się, że do nich nie pasuje, skoro prawdopodobnie nie należy do żadnej z grup. Dlatego dziewczyna za wszelką cenę chce poznać swoje pochodzenie oraz to, kim tak naprawdę jest.

Pierwsze na co zwróciłam uwagę czytając tę książkę to styl i język jakim posługuje się pisarka. Jest on lekki i tak przyjemny, że jak zaczęłam czytać, to wcale nie chciałam przestawać! C.C.Hunter zawarła w swojej książce również dozę humoru, przez co czyta się ją naprawdę świetnie. Jest to lektura skierowana głównie do młodzieży i myślę, że dla tej grupy wiekowej najlepiej się sprawdzi. Autorka zdecydowanie wie jak zaciekawić czytelnika i jak sprawić by nie mógł się oderwać od jej książki. Otóż każdy rozdział kończy się tak, że nie sposób jest na nim poprzestać. Ciągle sobie w głowie powtarzałam "Jeszcze tylko jeden rozdział.." a i tak prawie nigdy mi się to nie udawało i kończyłam na kilku. :)

Swoje pierwsze spotkanie z tą autorką uważam za bardzo udane. "Urodzona o północy" jest lekturą, którą czyta się lekko i przyjemnie. Bohaterowie są świetnie skonstruowani, a sama akcja jest osadzona w ciekawym miejscu. Bardzo lubię książki, gdzie rzecz rozgrywa się w Akademiach i innych tego typu miejscach, gdzie razem mieszkają wszyscy bohaterowie. Przypominają mi się wtedy czasy dzieciństwa, gdy czytałam Harry'ego Pottera, któremu towarzyszył właśnie podobny klimat. Jest to na pewno ogromny plus tej książki, natomiast jeśli chodzi o minusy to znalazłam jednego, małego. Mianowicie trójkąt miłosny, który jest bardzo powszechny w wielu książkach dla młodzieży. Natomiast, nie był on tak bardzo denerwujący jak zazwyczaj bywa, więc mogę spokojnie przymknąć na to oko. Mam nadzieję, że w kolejnej części, Kylie dokona pewnych wyborów i trójkąt pójdzie w niepamięć.

Reasumując, "Urodzona o północy" to lektura ciekawa, czyta się ją bardzo przyjemnie i z niecierpliwością czekam aż będę miała okazję zagłębić się w drugą część. Polecam ją głównie młodzieży, ale myślę, że również osoby, które gustują w paranormalnych romansach i chcą poczytać o nadprzyrodzonych istotach, znajdą w niej coś dla siebie.


Za możliwość udania się do Wodospadów Cienia, serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Feeria :)


Seria Wodospady Cienia:

1. Urodzona o północy ♦ 2. Przebudzona o świcie ♦ 3. Taken at Dusk 
4. Whispers at Moonrise ♦ 5. Chosen at Nightfall 

niedziela, 1 czerwca 2014

70. Sherlock Holmes - Arthur Conan Doyle

Tytuł: Sherlock Holmes 
Opowiadania: Studium w szkarłacie ♦ Znak czterech ♦ Pies Baskerville'ów
Autor: Arthur Conan Doyle
Stron: 491
Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Jakiś czas temu zaczęłam oglądać serial "Sherlock". Okazał się on po prostu znakomity w całej swojej okazałości. Nie było w nim rzeczy, która by mi się nie podobała, a główny bohater Sherlock Holmes grany przez Benedicta Cumberbatch'a był genialny. Serial trafił na listę moich najukochańszych i nie mogłam się oprzeć temu, by móc poznać najlepszego detektywa w wersji sir Doyle'a. Zaopatrzyłam się w to cudowne wydanie "Przygód Sherlocka Holmesa", które możecie zobaczyć u góry i usiadłam wygodnie w fotelu by poznać tajemnicze XIX-wieczne sprawy z mglistego Londynu.

O samym Sherlocku Holmsie, chyba nie muszę nikomu opowiadać, prawda? Nazwałabym go detektywem wszech czasów, choć zapewne dla niektórych będzie to kwestia raczej sporna. Dla mnie jednak Sherlock będzie zawsze najlepszym detektywem jakiego mogłam poznać. Tak, poznać. Dlatego, że Holmes jest postacią wykreowaną w taki sposób, że po prostu musi istnieć. Opisać go w kilku słowach to nie lada wyzwanie. Jest on błyskotliwy, inteligentny, uwierzcie mi, że potrafi rozwiązać każdą zagadkę, a w swoim "pałacu myśli" znajdzie tylko najpotrzebniejsze informacje, resztą bowiem szkoda sobie zawracać głowy. Tak właściwie to zaczęłam chyba od złej strony, ponieważ tak naprawdę bohaterem dzięki, któremu możemy czytać o przygodach i dokonaniach Sherlocka jest doktor John Watson. Pisze on dziennik i to właśnie w ten sposób poznajemy jego samego, ale również jego przyjaciela detektywa. John, w momencie gdy go poznajemy, wrócił dopiero co z Afganistanu i poszukuje w Londynie mieszkania i współlokatora. Przez przypadek trafia na Sherlocka i tak właśnie zaczyna się ich wspólna przygoda.

Książka, a może raczej księga, którą widzicie na zdjęciu, składa się z trzech opowiadań napisanych przez Arthura C. Doyle'a, są to "Studium w szkarłacie", które opowiada o morderstwie dokonanym z zemsty i jest to opowiadanie przesiąknięte tajemnicą. Przenosi ono czytelnika nie tylko do Londynu, ale także znacznie dalej. Kolejne opowiadanie to "Znak czterech". Tutaj spotykamy kolejne morderstwo, chociaż dość niespodziewane. W opowiadaniu pojawia się również śliczna dziewczyna Mary, która jak się później okazuje staje się wybranką serca Johna Watsona. Ostatnim opowiadaniem jest "Pies Baskerville'ów", które z tych wszystkich trzech chyba najbardziej przypadło mi do gustu. Tutaj mamy dopiero sekrety i dziwne sprawy! Nad rodem Baskervillów wisi klątwa, a każdy z jego rodu zostaje zabity przez dziwnego stwora, który pojawia się po zmroku na mokradłach. Doktor Watson na polecenie Holmesa wyrusza do mglistego i tajemniczego miasteczka Devonshire by dowiedzieć się kto stoi za wszystkimi morderstwami Baskervillów i na własne oczy przekonać się, czy pies, który zionie ogniem naprawdę istnieje...

Tajemnica, przygoda, morderstwa, XIX-wieczny Londyn i genialny Sherlock Holmes. Czego chcieć więcej? Książka ta, zdecydowanie mnie do siebie przekonała, mimo tego, że współczesna, serialowa wersja Sherlocka bardziej do mnie przemawia, to i tak mogę uznać to dzieło sir Doyle'a za jedyne w swoim rodzaju. Znajdziecie w nim wszystko to, co powinien zawierać świetnie skonstruowany kryminał. Poza tym spójrzcie tylko na to wydanie! Mam ochotę postawić tę księgę na biurku tak, żeby każdy kto wejdzie do mojego pokoju mógł zobaczyć to cudo. Okładka jest świetna, czcionka idealna do czytania, a nawet znajdą się tu również ilustracje Sidneya Pageta. Jeżeli chodzi o mnie, to jestem totalnie oczarowana. Koniecznie dajcie znać co sądzicie o Sherlocku Holmsie, a tych co jeszcze nie czytali lub nie oglądali serialu- zachęcam do tego!

A tak się prezentuje serialowy Holmes *.*