niedziela, 28 lutego 2016

Stos [1/2016]

Cześć!
Dzisiaj przychodzę do Was z pierwszym stosem w tym roku. Znowu nie należy on do największych i składa się głównie z egzemplarzy recenzenckich, ale to dlatego, że z zakupami książkowymi czekam na marcowe premiery :) Szykuje się ich tyle, że mój portfel będzie płakał. :D


Od dołu:
1. "Stop prawa" od Wydawnictwa MAG, recenzja
2. "Złe dziewczyny nie umierają" od Feerii, recenzja
3. "Kamień i sól" od IUVI, recenzja
4. "Linia serc" od Otwarte, recenzja
5. "Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender" od SQN, właśnie czytam :)
6. "Parabellum t.2" zakup własny. Znalazłam niestety tylko drugą część, a pierwszej nigdzie nie ma :(
7. "Ta dziewczyna" zakup własny
Oprócz tych tytułów, pojawiły się u mnie też e-booki takie jak: "W ramionach gwiazd" oraz "Zanim się pojawiłeś", którą muszę przeczytać jeszcze przed premierą filmu :)

Pozdrawiam!

wtorek, 23 lutego 2016

150. Przedpremierowo: "W ramionach gwiazd" - Amie Kaufman & Meagan Spooner

Tytuł: W ramionach gwiazd
Autorki: Amie Kaufman i Meagan Spooner
Seria: Starbound #1
Stron: 488
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 9/10

PREMIERA: 02.03.16

"W ramionach gwiazd" to książka, o której pierwszy raz usłyszałam jakiś rok temu od zagranicznych czytelników. Rzuciła mi się w oczy od razu, gdyż tak pięknej okładki nie sposób przeoczyć. Jako, że już od jakiegoś czasu bardzo chciałam ją przeczytać, byłam w siódmym niebie gdy zobaczyłam, że wkrótce ma się ona pojawić również u nas. Czy jest to książka, która faktycznie zasługuje na tyle pochwał, które napływają z każdej strony?

Lilac LaRoux to córka najważniejszego i zarazem najbardziej wpływowego człowieka w całej galaktyce. Wiedzie życie w luksusie i każda jej zachcianka spełniana zostaje bez żadnych problemów, wystarczy że dziewczyna kiwnie palcem. Dla niej przyjęcia balowe są normalnością, do której zdążyła się już przyzwyczaić, ale podróże międzygalaktyczne nie dla każdego stanowią taką samą rozrywkę. Dla Tarvera Merendsena, wojskowego, który dzięki swoim umiejętnościom i odwadze w walce na froncie zdobył liczne odznaki i tytuły, bale to sama męczarnia, ale gdy podczas jednego z przyjęć, zauważa przy jednym ze stolików samotną rudowłosą piękność, nie może się powstrzymać i postanawia bliżej ją poznać. Nie mija wiele czasu, a na promie, którym lecą dochodzi do katastrofy. Cudem tej dwójce w porę udaje się katapultować, nim ze statku pozostanie jedynie wspomnienie. Lilac i Tarver lądują na nieznanej planecie i od tej chwili ta dwójka, choć całkowicie od siebie różna, zdana jest tylko na siebie.

Rzadko kiedy sięgam po powieści, których akcja dzieje się w kosmosie, ponieważ takich historii napisano już tyle, że mam wrażenie, że już nic nowego mnie nie zaskoczy. Jednak sięgając po "W ramionach gwiazd" wiedziałam, że nie będzie to lektura powielająca stare schematy, a podczas czytania moje przypuszczenia tylko się potwierdziły. Panie Kaufman i Spooner stworzyły kosmicznie dobrą historię, od której nie mogłam się oderwać. Od momentu katastrofy statku, aż po sam koniec, nie byłam choćby przez chwilę pewna losów bohaterów. Myślałam, że wiem czego mogę się spodziewać, ale nic z tego, bo autorki co rusz zaskakiwały mnie czymś nowym i dotąd nieznanym. Kierują parę bohaterów na obcą planetę i zsyłają im na barki straszny ciężar, gdy na miejscu okazuje się, że z katastrofy cało wyszli tylko oni. Lilac i Tarver chociaż bardzo od siebie różni, muszą znaleźć sposób na przeżycie w tym dziwnym i odludnym miejscu.

Jestem pełna podziwu dla autorek za to jak poradziły sobie z przedstawieniem życia w kosmosie, a później na nieznanej planecie. Od samego początku podobał mi się plastyczny język jakim się posługiwały i namacalni bohaterowie. Odkąd lądują na obcej ziemi ich charaktery zmieniają się i ewoluują. Lilac i Tarver walczą o ratunek i przeżycie, a co za tym idzie zmuszeni są do porzucenia dawnych przyzwyczajeń i wygód oraz dostosować się do nowo zaistniałej sytuacji. Dla chłopaka są to warunki, do których jest w stanie szybko się zaadaptować, gdyż na froncie nie raz był w podobnych sytuacjach, natomiast pannie LaRoux jest znacznie trudniej. Zagubiona księżniczka w pięknej sukni i butach na obsach, nagle musi odłożyć na bok swoją dumę i maniery, dając z siebie wszystko, w poszukiwaniu czegokolwiek, co umożliwi im sprowadzenie pomocy. Nie da się ukryć, że bohaterowie przechodzą ogromną zmianę, a wspólna wędrówka uświadamia im, że są dla siebie kimś znacznie więcej niż tylko towarzyszami podróży. Między nimi rodzi się uczucie, które w normalnych warunkach nigdy nie miałoby szansy zaistnieć.

"W ramionach gwiazd" to książka naprawdę oryginalna, która nie daje o sobie zapomnieć przez długi czas, chociaż ciężko ją dokładnie przypisać do jednego gatunku, gdyż znajdą się tu elementy pasujące do science-fiction, a także Young Adult, a w pewnych momentach pojawiają się nawet motywy paranormalne. Autorki postarały się aby czytelnik z każdą stroną pragnął więcej i więcej, potęgując napięcie przez cały czas. Nic w tej książce nie było przewidywalne, a zwroty akcji momentami wbijały w fotel i wyciskały łzy z oczu. Jest to powieść o przetrwaniu, poszukiwaniu siebie i odnajdywaniu nadziei nawet w chwilach, gdy nic nie idzie po naszej myśli. Pięknie napisana historia, wciągająca od samego początku, którą gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte

piątek, 19 lutego 2016

149. Kamień i sól - Victoria Scott

Tytuł: Kamień i sól Autor: Victoria Scott Seria: tom #2
Stron: 365 Wydawnictwo: IUVI

Do dziś pamiętam jak bardzo podobała mi się pierwsza część serii Victorii Scott czyli "Ogień i woda". Książka o młodej dziewczynie, która by uratować swojego brata, postanawia wziąć udział w Piekielnym Wyścigu i zawalczyć o lek dla niego. W tej części przed bohaterami stoją jeszcze dwie próby, co dla mnie oznaczało, że czekają mnie godziny napięcia i świetnej rozrywki! 

Telli udało się dotrzeć do kolejnego etapu Wyścigu. Sukcesem ukończyła dwa ekosystemy, jakimi była dżungla oraz pustynia. Podczas rozgrywek dziewczyna zdobyła przyjaźń nie tylko wielu pandor, ale także uczestników. Należą do nich Guy, Harper, Olivia i Jaxon, z którymi postanawia się sprzymierzyć. Tym razem przed nimi nowe wyzwania i niebezpieczeństwa. Uczestnicy będą musieli zmierzyć się z przeszkodami nie tylko tymi na lądzie, ale także na morzu i górach. W Wyścigu wzięło udział stu dwudziestu dwóch uczestników, na tym etapie jest ich zaledwie czterdziestu. Zwycięzca może być tylko jeden, ale czy będzie nim Tella?

Seria Vicotrii Scott przypadła mi do gustu od samego początku. Wydawać by się mogło, że historii podobnych do niej na rynku wydawniczym jest wiele, ale nie jest to do końca prawda. Scott może i miała podobne pomysły, ale widać, że w swoich książkach idzie własnymi ścieżkami i stara się unikać schematów. W pierwszej części największym zaskoczeniem jak i pozytywem były pandory, czyli genetycznie zmodyfikowane zwierzęta, który miały za zadanie pomagać uczestnikom w wygranej. Tutaj również ich rola była ta sama, ale dodatkowo dla Telli stały się prawdziwymi sprzymierzeńcami i kimś w rodzaju przyjaciół. Niestety organizatorzy Wyścigu nie dali zapomnieć uczestnikom, że pandory to zwierzęta stworzone przez nich, a co za tym idzie, mogą bezkarnie je wykorzystywać do swoich okrutnych rozgrywek. Przez to nie raz, zwierzęta te były krzywdzone i wystawiane na potworne cierpienia. Ciężko się to czytało i jak zwykle gdy chodzi o przemoc na zwierzętach, było to dla mnie szokujące i zarazem łamiące serce. 

W tym tomie autorka skupiła się również na ukazaniu przemiany głównej bohaterki i nie sposób było tego nie zauważyć, gdyż sama Tella co rusz powtarzała, że już nie jest tą samą, strachliwą dziewczyną co kiedyś. Trzeba jej to przyznać, że stała się dużo odważniejsza i zaczęła sama podejmować niektóre decyzje, a co za tym idzie przestała polegać tak bardzo na Guy'u. Co do tego bohatera, to polubiłam go już przy okazji "Ognia i wody", a teraz utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że to świetny chłopak. Momentami było mi go szkoda, bo Tella stawiając na swoją samodzielność, przestała liczyć się z jego zdaniem i w moich odczuciach czasem było to dosyć krzywdzące wobec niego. Z wszystkich bohaterów to właśnie tę parę polubiłam najbardziej, jednak pozostałym też niczego nie brakuje. Idealnym uzupełnieniem ich charakterów są oczywiście pandory, których nie sposób nie polubić. 

Zastanawia mnie teraz czy "Kamień i sól" to już ostatnia część z serii, gdyż nigdzie nie mogę znaleźć informacji o tym, aby miała powstać kontynuacja. Zakończenie sugeruje, że to jeszcze nie jest definitywny koniec i zostawia otwartą bramkę na nowe losy Telli. Przyznam, że gdyby miałby to być ostatni tom, to byłabym zawiedziona, gdyż tak naprawdę nadal pewne sprawy i wątki są nierozwiązane. Byłoby szkoda pozostawić akcję w takim momencie i nie dopisać dalszej części wydarzeń. Jednak jako kontynuacja jest to książka, która zdecydowanie utrzymała poziom poprzedniczki i jest to tak samo trzymający w napięciu, dobry kawałek literatury dla młodzieży.

"Kamień i sól" to bardzo dobra kontynuacja, która zaskakuje i momentami ściska za gardło czytelnika. Serię Victorii Scott szczerze polecam, zwłaszcza, że autorce udaje się cały czas utrzymać postawioną wysoko poprzeczkę, a w kontynuacji udowadnia tylko, że ciekawych pomysłów ma jeszcze wiele w zanadrzu. Teraz pozostaje mi tylko trzymać kciuki abyśmy doczekali się trzeciej części, gdyż nie wyobrażam sobie, żeby historia Telli miała skończyć się w takim momencie. Polecam!

1. Ogień i woda 2. Kamień i sól

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu IUVI!

wtorek, 16 lutego 2016

148. Stop prawa - Brandon Sanderson

Tytuł: Stop prawa Autor: Brandon Sanderson Seria: Z mgły zrodzony #4
Stron: 289 Wydawnictwo: MAG

Pierwsze trzy tomy z serii Z mgły zrodzony wspominam wspaniale. Było to fantastyka na najwyższym poziomie, która zachwyciła mnie pod wieloma względami. Niesamowicie wykreowany świat, bohaterowie, a także pomysłowe moce Allomancji, Feruchemii i Hemarulgii. Te trzy tomy zrobiły na mnie ogromne wrażenie, a szczególnie ostatni tom, dosłownie epicki finał. Teraz przyszła pora na czwarty tom, tym razem trzysta lat po wydarzeniach z "Bohatera Wieków". Co tym razem przygotował Sanderson dla fanów swojej twórczości?

Minęło trzysta lat odkąd Scadrial został wyzwolony. Postaci takie jak Sazed, Kelsier, Vin czy Elend są już częścią dawnej historii, choć wciąż trwają w pamięci jego mieszkańców. Świat unowocześnia się, powoli wprowadzana zostaje elektryczność, powozy i maszyny. Mimo tego Allomancja i Feruchemia wciąż odgrywają znaczącą rolę, szczególnie gdy chodzi o zachowanie porządku i przestrzeganie prawa. Te niezwykłe umiejętności idealnie sprawdzają się w przypadku stróżów prawa, jakim był kiedyś Waxilium Ladrian, gdy jeszcze mieszkał w Dziczy. Zostaje on zmuszony do opuszczenia swoich terenów i udania się do stolicy Elendel. Tam ma objąć stanowisko wuja, który nagle poniósł tragiczną śmierć i przyjąć jego obowiązki. Dopiero po przyjeździe mężczyzna uświadamia sobie, że Miasto wcale nie jest tak bezpieczne jak się tego spodziewał i być może będzie musiał na chwilę przypiąć swą odznakę, by wraz z przyjacielem Waynem rozwiązać zagadkę Znikaczy okradających pociągi i biorących przy tym zakładniczki.

Nie wiedziałam czego się spodziewać po tej książce. Przede wszystkim byłam bardzo podekscytowana tym, że poznam kolejne historie z uniwersum Z mgły zrodzonego, choć trzysta lat później. Z bohaterami tamtej serii byłam naprawdę zżyta, a więc "Stop prawa" miał być dla mnie czymś w rodzaju pocieszenia po zakończeniu "Bohatera Wieków". Nie do końca tak się stało, gdyż o tych bohaterach prawie wcale nie było mowy i zauważyłam, że Sanderson postanowił trochę oddzielić te dwie historie i skupić się na nowych postaciach. Głównym bohaterem jest Wax, który jest Podwójnym, a to oznacza, że przy pomocy Allomancji może Odpychać metale, a dzięki Feruchemii zmniejszać lub zwiększać swój ciężar. Jest on postacią, którą można polubić, ale to jego przyjaciel Wayne jest tu zdecydowanie tym przyjaźniejszym i weselszym. Nie powiem, żebym za bardzo się do nich przywiązała, ale zważywszy na małą objętość książki, to chyba nic dziwnego. 

"Stop prawa" pokazuje ewolucję jaką przechodzi Scadrial, a także jak wygląda świat o który tak mocno walczyli Vin, Elend i Kelsier. Tym razem bohaterowie powieści stoją po stronie prawa i porządku, chcąc utrzymać go w ładzie i harmonii. Powieść ta bardzo przypominała mi kryminał, ze względu na prowadzone śledztwa, opierający się na dobrze znanej fantastyce. Niestety nie dla mnie to wszystko, gdyż przez większość czasu strasznie się wynudziłam i piszę to z bólem serca, gdyż do tej pory podobało mi się wszystko co wyszło spod pióra Sandersona. Byłam na nią nastawiona bardzo pozytywnie, ale im więcej czytałam tym większe było moje rozczarowanie. Nie było to coś, na co liczyłam. Za mało tej magii, a za dużo kryminalnych zagadek. Zupełnie nie przypominało mi to stylu Sandersona jakiego znam. 

Brandon Sanderson zaskoczył mnie tą powieścią, ale nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Autor poszedł w odmiennym kierunku niż w przypadku poprzednich trzech tomów serii, które w moich odczuciach były genialne, natomiast to co stworzył w "Stopie prawa" jest od tego dalekie. Jak widać, nie wszystkie serie da się przedłużyć, tak aby były one satysfakcjonujące dla każdego. Jako osoba, która wręcz pokochała Z mgły zrodzonego, nie mogę przeboleć, że ta część nawet w małym stopniu jej nie dorównuje. Osobom, które jeszcze nie miały okazji czytać tej serii, radzę ją zakończyć na pierwszy trzech tomach, a ten sobie po prostu darować, gdyż ma on z nią niewiele wspólnego. Niemniej jednak książkę tę można czytać bez ich znajomości, dlatego jeśli macie ochotę na kryminał z dozą fantastyki, to "Stop prawa" powinien się sprawdzić.

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu MAG! 

środa, 3 lutego 2016

147. PREMIEROWO: "Linia serc" - Rainbow Rowell [akcja #czytamyrazem]

Tytuł: Linia serc Autor: Rainbow Rowell
Stron: 378 Wydawnictwo: Otwarte

AKCJA #CzytamyRazem

"#CZYTAMYRAZEM to akcja społeczna, której głównym zadaniem jest promocja wspólnego czytania książek przez mamy i córki. Wierzymy, że w ten sposób nie tylko pokażemy, że
literatura łączy pokolenia, a książki nie znają wieku, ale również udowodnimy,
że pożyczanie sobie nawzajem i czytanie tych samych książek może pomóc w
budowaniu lepszych relacji między rodzicami a dziećmi i poprawiać komunikację w
trudnym okresie dojrzewania. Zakładamy, że tak jak mama może polecać książki
swojej córce, tak córka może polecać książki swojej mamie, a wspólna lektura będzie
stanowić temat do rozmów." - opis ze strony Wydawnictwa

Gdy dostałam zaproszenie do wzięcia udziału w akcji #czytamyrazem, podjęcie decyzji nie sprawiło mi kłopotu. Spodobała mi się idea akcji, bo sama wychowałam się w rodzinie, w której czyta się dużo książek. Kiedyś to moi rodzice przodowali w tej dziedzinie, a teraz niezaprzeczalnie, role się odwróciły i to ja pochłaniam największą ilość tytułów. Było mi miło, że mogłam podzielić się wrażeniami z lektury z moją mamą, która również wzięła udział w wyżej wymienionej akcji. Zapraszam na naszą recenzję! :)

Georgie McCool wiedzie ciekawe życie, przy boku męża Neala i dwóch córeczek Alice i Noomi. Jej praca polega na pisaniu scenariuszy do komedii telewizyjnych i idzie jej to naprawdę świetnie. Niestety praca wymaga od niej wielu poświęceń, a przede wszystkim czasu. Kobieta rzadko bywa w domu, a dziećmi zajmuje się głównie Neal. Pewnego grudniowego dnia, na horyzoncie pojawia się niesamowita okazja dla Georgie. W końcu jej marzenia mogą stać się rzeczywistością, ale tu sprawy zaczynają się komplikować. Zbliża się Boże Narodzenie, a to oznacza, że powinna wyjechać z rodziną do Nebraski by jak zawsze świętować z rodziną Neala. Jednak Georgie postanawia w pełni zająć się pracą nad serialem, zamiast wyjechać. Dopiero po fakcie, kobieta uświadamia sobie, co też najlepszego zrobiła.

Relacje Neala i Georgie w ostatnich latach znacznie się pogorszyły, ale przecież nie zawsze było tak źle. Kiedyś byli jedną z tych zapatrzonych w siebie par, jednak czas płynął i każde z nich zajęte swoimi obowiązkami utraciło to, co było kiedyś dla nich najważniejsze. Gdy Neal wyjeżdża z córkami, a Georgie zostaje sama w Los Angeles, pracując nad scenariuszem, w końcu zdaje sobie sprawę jakie mogą być tego konsekwencje. Czy Neal ją zostawi? Czy ją jeszcze kocha? Gdy wszystko zaczyna się wokół niej sypać, na pomoc przychodzi magiczny, żółty telefon...

Rainbow Rowell już jakiś czas temu skradła moje serce za sprawą "Eleonory&Parka", pięknej historii dla młodzieży. Tym razem miałam okazję poznać jej twórczość skierowaną do dorosłych czytelników. Do końca nie wiem co sądzić o tej książce, gdyż z jednej strony mi się podobała, a z drugiej niektóre wątki, szczególnie ten z żółtym telefonem wydają mi się całkiem niedorzeczne. Zacznę może od tego co moja mama sądzi na temat "Linii serc" gdyż na większość tematów mamy podobne zdanie. Przede wszystkim moja mama nie jest osobą, która przepada za romansami i zazwyczaj zaczytuje się w kryminałach, dlatego z początku sceptycznie podchodziła do lektury. Jednak minęło trochę czasu i zauważyłam, że nawet dała się wciągnąć w fabułę. Na pierwszy rzut oka, powieść wydała jej się nieciekawa i nużąca. Dopiero po jej przeczytaniu, co zgodnie stwierdziłyśmy, można dostrzec w niej pewną wyjątkowość i głębszy sens. To książka o życiu, o relacjach międzyludzkich, a także o tym, że czasami jesteśmy tak zajęci sobą i gonitwą naprzód, że zapominamy co jest istotne. 

Dla Georgie praca była na pierwszym miejscu, co dla mojej mamy było zupełnie niepojęte. Sama ją w tej kwestii popieram, gdyż nie wyobrażam sobie, prowadzić takiego życia jak główna bohaterka "Linii serc" chociaż jestem w stanie ją zrozumieć. Od zawsze marzyła o stworzeniu serialu, razem ze swoim najlepszym przyjacielem Sethem, i gdy w końcu nadarzyła się ku temu okazja, nie wahała się. Dopiero później zaczęła sobie uświadamiać jak wiele może stracić, jeśli nie zawalczy o miłość Neala. Co było dla mnie i mamy zaskakujące, to wątek magicznego telefonu. Nie zdradzając zbyt wielu szczegółów, aby nie psuć Wam lektury, napiszę tylko, że mi się on podobał, chociaż jestem trochę zła, że autorka w żaden sposób nie wyjaśniła jego działania i czy on w ogóle był prawdziwy, czy tylko działo się to w głowie bohaterki. Jest to sprawa nierozwiązana i autorka zostawiła ją czytelnikowi do rozgryzienia. To właśnie żółty telefon odgrywa w tej historii kluczową rolę. Dzięki niemu, Georgie zauważa wszystko z szerszej perspektywy i postanawia zmienić się na lepsze. 

Razem z mamą przyznałyśmy, że "Linia serc" to przyjemna książka, po przeczytaniu której człowiek uświadamia sobie, że powinien częściej doceniać to co ma i pielęgnować relacje z bliskimi, gdyż często nie zdajemy sobie sprawy ze znaczenia niektórych rzeczy i spraw, dopóki ich nie stracimy. Książka Rainbow Rowell może i nie ma pędzącej akcji, ani nie jest żadnym objawieniem, ale ma w sobie urok i typowe dla autorki ciepło bijące ze stron powieści. Reasumując, cieszę się, że mogłam wziąć udział w akcji i razem z mamą podzielić się wrażeniami z lektury, jak za dawnych czasów. Nam obu książka przypadła do gustu, chociaż mi trochę bardziej, ale to pewnie dlatego, że do książek Rowell mam sentyment. "Linia serc" to książka przepełniona ciepłem, humorem i miłością, w dodatku z odrobiną magii. Polecamy!

Za możliwość wzięcia udziału w akcji #czytamyrazem 
dziękujemy Wydawnictwu Otwarte!