Tytuł: Ostatnia spowiedź Tom I
Autor: Nina Reichter
Stron: 375
Wydawnictwo: Novae Res
Seria: Ostatnia spowiedź #1
Ocena: 3/6 5/10
Jak kocha ten, którego kochają tysiące
Był czas kiedy "Ostatnia spowiedź" była prawdziwym "hitem internetu" tak jak jest to napisane nawet na okładce. Wtedy wszędzie czytałam całą masę zachęcających recenzji, po których nie mogłam się doczekać aż sama na własnej skórze przekonam się o genialności tej oto książki. Jak na złość, nie miałam jak jej zdobyć, bo nawet z księgarni była wyprzedana! Kiedy wreszcie się doczekałam, mój entuzjazm był już mniejszy, ale zabrałam się do czytania ze sporymi oczekiwaniami.
"Bo gdy serce mówi, muzyka milknie, a słowa bledną..."
Bradin Rothfeld, to dziewiętnastolatek, którego na pewno nie można
nazwać przeciętnym. Jest on bożyszczem wielu kobiet w całej Europie,
które jednymi słowy za nim szaleją. Wracając z trasy koncertowej Brade
spóźnia się na samolot i przez to czeka na lotnisku na kolejny lot,
gdzie poznaje dziewczynę, o której na długo nie może zapomnieć.
Ally Hanningan, główna bohaterka książki, zaplątana jest w bardzo dziwny związek ze starszym od siebie facetem, którego wcale nie kocha,a jest z nim, głównie ze względu na swoją rodzinę. Już wkrótce dziewczyna ma się przeprowadzić do swojego, nowego domu we Francji, gdzie czeka ją nowe życie na własną rękę. Jej życie przewraca się do góry nogami gdy na lotnisku poznaje bruneta o ślicznych brązowych oczach. Chłopak jest zafascynowany osobą Ally, która nie ma bladego pojęcia, że rozmawia z gwiazdą rocka. Spędzają ze sobą noc na rozmowie i obydwoje czują do siebie więcej niż powinni, a przecież dobrze wiedzą, że już nigdy się nie spotkają. Chyba, że los będzie im sprzyjał...
Początek książki, o dziwo mi się podobał, ale potem było już tylko gorzej. Szczerze mówiąc jestem zdumiona, że trafiłam kolejny raz na książkę, którą zachwycają się dosłownie wszyscy oprócz mnie. Może z moim romantyzmem jest coś nie tak? Raczej nie, ale na "Ostatniej spowiedzi" bardzo się zawiodłam... Na dodatek, jeszcze zanim zaczęłam tą książkę, wyczytałam gdzieś, że była ona na początku fanowską opowieścią o zespole Tokio Hotel! :O Przez to zamiast Bradina widziałam Billa, a Toma hmm no właśnie imię nawet to samo, jako Toma z TH. Zdecydowanie zadziałało to u mnie na niekorzyść, chociaż o zgrozo, dobrych parę lat temu byłam nawet fanką tego zespołu.
Główna bohaterka Ally, to jedna z najbardziej denerwujących postaci z jakimi miałam do czynienia. Jak można zachowywać się tak jak ona? Jej zachowanie było nie do pomyślenia, nie wiem jak mogła być ciągle ze swoim facetem, który odrzucał mnie pod każdym względem, skoro mogła być szczęśliwa z Bradinem. Największa głupota z jaką się spotkałam, a jej powody były bezsensowne.
Bradin... owszem chłopak jak najbardziej zrobił na mnie pozytywne wrażenie, ale moim zdaniem był on za bardzo 'wspaniały'. Na każdym kroku tylko 'oh! ah!' na jego temat i nic poza tym, a przecież chyba nikt nie lubi aż tak wyidealizowanych postaci.
Język jakim jest napisana "Ostatnia spowiedź", jest godny uwagi. Szczególnie słowa na początku książki przyciągają uwagę gdyż są napisane wręcz poetyckim językiem. To mi się podobało, książka jest pod tym względem ciekawa i czytałoby się ją dobrze gdyby nie ta monotonna fabuła. Nie potrafiłam się wczuć w klimat opowieści i wręcz nie mogłam się doczekać kiedy zbliżę się już do końca, bo wszyscy pisali, że właśnie zakończenie jest niesamowite. Kolejna klapa i straszna głupota jak dla mnie. Nawet nie potrafiłam się przejąć takim finałem. Nie wiem dlaczego aż tak jestem nastawiona do tej książki, ale naprawdę miałam chyba za duże oczekiwania. Nie cierpię się zawodzić na książkach, ale widzę, że powinnam przestać się nastawiać na nie wiadomo co, za każdym razem, bo nic dobrego z tego nie wynika.
"Ostatnia spowiedź" nie przypadła mi do gustu. Nie wiem czy jest to kwestia gatunku czy może tego, że nie potrafiłam wczuć się w jej klimat i fabułę, która była dla mnie po prostu nudna i banalna. Zabrakło mi w niej jakiejś większej akcji, chociaż wiem, że nie jest to tego typu książka, a to chyba znak, że to nie jest mój gatunek. Jeżeli o mnie chodzi, to jej nie polecam, ale jakby nie patrzeć to wszystkim innym się podoba, więc może nie bierzcie mojej opinii do serca :)