czwartek, 28 maja 2015

Stos [4/2015]

Cześć wszystkim!
Dzisiaj prezentuję Wam moje zdobycze książkowe z kwietnia oraz maja. Biorąc pod uwagę, że są to książki z dwóch miesięcy to jest ich bardzo mało. Ale wygląda na to, że moje ograniczanie książkowych zakupów się naprawdę udaje, a skoro takie miałam postanowienie to jestem zadowolona :) Tym bardziej, że na mojej półce czeka na mnie tyle cudowności do czytania, że aż nie mogę się doczekać aż się za nie wszystkie zabiorę. Dobra, do rzeczy. Więc idąc od góry mamy "Królową Tearlingu", którą zdobyłam poprzez fintę. Tak samo z "Jesteś cudem", którą obecnie czytam na przemian z innymi książkami. Później "Dopóki nie zgasną gwiazdy" czyli książka-niespodzianka od wydawnictwa SQN, której nie zamawiałam. Nie wiem na razie co z tym zrobić, ale coś wymyślę. "Duff" to egzemplarz od wydawnictwa Mira, recenzję możecie przeczytać tutaj. Następnie mamy "Ród" od Feerii, który aktualnie kończę czytać, a sama recenzja pojawi się na blogu niedługo. "Zakon Mimów" od SQN to najlepsza książka jaką udało mi się przeczytać do tej pory w tym roku, a to już o czymś mówi!:) Link do recenzji tu. "Między życiem a życiem" to egzemplarz od Dreams, recenzja.  Z prawej strony mamy "Art Deco. Sztukoterapia" od Egmontu, a recenzję tych kolorowanek znajdziecie pod tym linkiem. Następnie, dwie ukochane Hoover'ki czyli "Maybe Someday", której nie mogę się doczekać oraz "Nieprzekraczalna granica", którą kupiłam razem z "Czerwoną królową" oraz "Miastem cieni" z okazji dnia książki. Chciałabym już je wszystkie przeczytać, bo zapowiadają się rewelacyjnie!

Wpadło Wam coś w oko z tych tytułów? Macie dla mnie jakieś ciekawe rekomendacje?
Chętnie poczytam! :)


piątek, 22 maja 2015

118. Między życiem a życiem - Jessica Shirvington

Tytuł: Między życiem a życiem Autor: Jessica Shirvington
Stron: 286 Wydawnictwo: Dreams

Zastanawialiście się kiedyś nad tym jak by to było mieć dwa życia? Ale takie, które toczyłyby się równolegle. Gdy w chwili wybicia północy, przenosilibyście się prosto do tego drugiego życia, a jedyne co byłoby stałe w tych dwóch życiach to wasza osoba. To właśnie przydarzyło się Sabine. Raz wiedzie życie w Wellesley, pełne dostatku, w blasku popularności, otoczona wiernymi przyjaciółkami, a gdy tylko na zegarze wybija północ, dziewczyna "przeskakuje" do życia w Roxbury. Tam nie jest popularna ani bogata. Sabine z Roxbury wiedzie dość ubogie życie, aż w pewnym momencie poznaje chłopaka Ethana. Sytuacja komplikuje się gdy na jaw wychodzi prawda o jej odmienności. Jak Sabine sobie z tym poradzi?

Po "Między życiem a życiem" sięgnęłam z powodu intrygującego opisu. Ogólny zamysł, możliwość życia podwójnie, bardzo mnie zaciekawił. Wcześniej nie natknęłam się na lekturę o takiej samej tematyce chociaż zdarzyło mi się czytać powieść gdzie główna bohaterka przeżywała na okrągło jeden dzień. Tego akurat nie zazdroszczę. Ale w przypadku Sabine jest zupełnie inaczej. Ona żyje w podwójnej rzeczywistości. Co najważniejsze w obu życiach jest zawsze tą samą Sabine tylko dorastającą w innych okolicznościach. Jej charakter, imię oraz oczywiście wygląd pozostają niezmienne. Jednak dziewczyna ma już dość tego podwójnego życia i uważa, że w żadnym nie będzie prawdziwie szczęśliwa. Przed nią na pewno ciężki wybór, o ile w ogóle można w tej sytuacji mówić o jakimkolwiek wyborze.

Muszę przyznać, że pod pewnym względem zaskoczyła mnie ta książka. Pewnie dlatego, że nie
spodziewałam się po niej jakiekolwiek przesłania czy też mądrości z niej wynikającej. A pojawiła się takowa, co jest naprawdę dużym plusem. Rzadko kiedy w lekturach dla młodzieży spotyka się coś więcej niż tylko nic nie wnoszącą treść. Jest to przykre, bo przecież książka może nie tylko bawić, ale również uczyć. Morału, który wynika z tej książki nie będę zdradzać, bo zapewne zaspoileruje Wam odrobinę treść. Także w tej kwestii Jessica Shirvington zasługuje na uznanie. Natomiast jeśli miałabym oceniać książkę jako całość, to nie zrobiła ona na mnie zbyt dużego wrażenia. Fabuła była dość przewidywalna, a rzeczą która mnie najbardziej zawiodła był po prostu brak wyjaśnienia, dlaczego Sabine przyszło mieć dwa życia. Nie lubię takich niewyjaśnionych sytuacji, ale w sumie nie na wszystko jest odpowiedź.

Jak widzicie z jednej strony była to dla mnie zaskakująca lektura, a z drugiej lekko rozczarowująca. Ciężko mi ostatecznie stwierdzić czy mi się podobała. Na pewno ma ona coś w sobie, bo tego nie można jej zarzucić, ale nie jest to książka, która na długo zostanie w mojej pamięci. Jednak zdaję sobie sprawę, że młode osoby mogłyby się sporo z tej książki nauczyć. Dlatego uważam, że na pewno sprawdzi się ona dla młodzieży i tej grupie osób ją polecam.

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Dreams!

niedziela, 17 maja 2015

117. Onyks - Jennifer L. Armentrout

Tytuł: Onyks Autor: Jennifer L. Armentrout
Stron: 520 Seria: Lux #2 Wydawnictwo: Filia
Ocena: 9/10

Seria LUX ma w sobie coś, co sprawia, że ma się ochotę pozostać w jej świecie przez wiele godzin. Już czytając pierwszy tom tej serii czyli "Obsydian", zauważyłam lekkość z jaką pisze pani Armentrout, dlatego nie mogłam się doczekać aż poznam kolejne części serii. Za "Onyks" zabrałam się z dużym opóźnieniem, choć wcale nie dlatego, że nie miałam na nią ochoty. Dzisiaj oficjalnie przyznaję, że seria Lux trafia na listę moich ulubionych książek! 

Departament Obrony depcze Daemonowi i Katy po piętach. Żadne z nich nie może się od teraz czuć w pełni swobodnie by się przed nimi nie wydać. Nie jest to takie proste od kiedy Katy jest połączona z Daemonem, równocześnie nie wiedząc co tak naprawdę ta więź oznacza. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej gdy do miasta przeprowadza się nowy chłopak, który najwyraźniej skrywa niejedną tajemnicę. Okazuje się, że wie o Katy prawie wszystko, a do tego jest w stanie jej pomóc, choć to nie takie łatwe gdy w pobliżu jest Daemon, który ciągle ma Katy na oku. Jakby tego było mało, przez przypadek dziewczyna zauważa w mieście, kogoś, kto nie powinien już żyć. Jak postąpić w tym wypadku, jeśli w znaczący sposób sprawa ta dotyczy Daemona, który znając go, nie przestanie poszukiwań dopóki nie znajdzie odpowiedzi? Katy musi podjąć ostateczną decyzję.

Przejdę od razu do rzeczy i przyznam się do tego, że uwielbiam tę książkę, jak i całą serię. Uważam, że jest napisana w świetny sposób, widać, że autorka ma duże poczucie humoru, które przelała na papier. Prawda jest taka, że nie potrafię znaleźć ani jednego elementu w tej książce, który by mi nie pasował. Wszystko było wspaniałe, oczywiście z odpowiednim podejściem. Wiadomo, że sam gatunek należy raczej do lekkich, więc nie ma co podchodzić do tej serii ze zbyt wielkimi ambicjami. Ja od czasu do czasu bardzo lubię takie historie, a LUX w żadnym wypadku nie zawodzi. Po przeczytaniu "Onyksu" widać, że "Obsydian" był dopiero małym wprowadzeniem do serii. Wszystko było powoli przedstawiane, bohaterowie dopiero się poznawali, a i niebezpieczeństw czyhających za rogiem w postaci Arumian nie było zbyt wiele. Drugi tom jest zdecydowanie bardziej rozbudowany. Autorka miała już podstawy historii, więc teraz przyszedł czas na właściwą akcję. Dlatego działo się i to dużo. 

W "Onyksie" dowiadujemy się, że oprócz Arumian, prawdziwym zagrożeniem jest Departament Obrony, który szpieguje wszystkich Luksjan. Nie będę więcej nic na ten temat pisać, żeby nie zdradzać Wam całej fabuły i psuć wrażeń. Chodzi mi o to, że różnica pomiędzy tymi dwoma pierwszymi tomami jest zauważalna, choć przyjemność z czytania jest w obu przypadkach bardzo wielka, więc jest to zmiana na plus. Szczególnie gdy pojawia się Daemon. Dobra, od razu przejdę do duetu Katy i Daemon. Są oni jedną z moich ulubionych książkowych par. Lubię ich za poczucie humoru, sarkastyczne odzywki i nieprzesłodzone sceny, czy po prostu za realność ich charakterów. Bo mimo, że Daemon jest kosmitą to i tak jest bardziej ludzki niż niejeden człowiek. Wiem, że brzmi to komicznie, ale jak przeczytacie tę książkę to zrozumiecie. Dlatego właśnie przede wszystkim kreację bohaterów uważam za jeden z największych atutów tej serii. Główna bohaterka Katy ma wiele wspólnego z nami, czyli recenzentami. Sama prowadzi bloga i pochłania wielkie ilości książek, by później pisać recenzje. Jak miło jest o tym czytać! Mieć tak wiele wspólnego z bohaterką i dzielić z nią swoją pasję, to naprawdę ciekawa odmiana. Bo mimo, że ma sąsiadów kosmitów i w jej życiu tyle się dzieje, to nadal znajduje czas na książki. Jest to nawet trochę zabawne, że pomiędzy tymi wszystkimi obowiązkami, walkami z wrogami, znajduje ona chwilę na czytanie. Ale to się chwali! Także, nawet jak poznacie mega przystojnego kosmitę, nie zapominajcie o prowadzeniu o bloga! :D

Seria Lux nie należy do ambitnych lektur i to pewnie warto zaznaczyć. Ale jak dla mnie, nie ma to znaczenia gdyż czytanie książek pani Armentrout sprawia wielką frajdę i można się dzięki niej oderwać od rzeczywistości na kilka dobrych godzin. Uważam, że jest to jedna z lepszych serii w swoim gatunku. Jest ona świetnie napisana, bohaterowie są wyraziści, a akcja potrafi naprawdę szybko nabrać tempa. Jestem bardzo ciekawa co zastanę w "Opalu", który już czeka na mojej półce, a po kilku recenzjach widzę już, że będzie się działo naprawdę dużo. Mimo, ogromnych chęci będę musiała jednak poczekać aż wyjdzie u nas tom czwarty i dopiero wtedy zapoznam się z trzecim. Mam nadzieję, że na "Origin" nie będę musiała zbyt długo czekać, a Was gorąco zachęcam do zapoznania się z tą serią. Myślę, że nie pożałujecie.


1. Obsydian ♦  2. Onyks ♦ 3. Opal ♦ 4. Origin ♦  5. Opposition

środa, 13 maja 2015

116. Sztukoterapia. Art Deco, 100 antystresowych kolorowanek

Sztukoterapia: Art Deco. 100 antystresowych kolorowanek
Wydawnictwo: Egmont Ocena: 5/6

Antystresowe kolorowanki w stylu art deco. Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź tego tytułu od razu wiedziałam, że to coś dla mnie. Każdemu z nas zdarzają się w życiu stresujące sytuacje. W zależności od trybu życia, przytrafiają się nam one z różną częstotliwością. Ja, odkąd zaczęłam studia zauważyłam, że poziom stresu z jakim muszę sobie teraz radzić zdecydowanie wzrósł. Myślałam, że po maturze moje życie wreszcie będzie spokojniejsze, ale nic z tego. Ciągłe kolokwia, egzaminy, a teraz jeszcze zbliżająca się sesja. Idealne warunki dla stresu. Ale jak sobie z nim poradzić? Myślę, że każdy z nas ma na niego różne sposoby. Niektóre niestety okazują się nieskutecznie, nawet przeczytanie dobrej książki wydaje się być wtedy niemożliwe, bo naszą głowę zajmują wtedy myśli o zbliżającym się stresującym wydarzeniu. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, w tym momencie kolorowanki wydają się być rozwiązaniem idealnym.



Dlaczego akurat kolorowanki uważam za dobrą metodę odstresowanie? Otóż, jest to świetna okazja żeby skupić myśli na czymś zupełnie innym niż otaczające nas problemy. Przestajemy się denerwować czy stresować, ponieważ całą swoją uwagę musimy poświęcić na estetyczne wykonanie swojej pracy. Dodatkowym aspektem dzięki, któremu aż chce się człowiekowi starać, jest piękne wykonanie i wspaniałe grafiki, które możemy kolorować w dowolnie wybrany sposób, odpowiadający naszym upodobaniom. Wszystkie te ilustracje są w klimacie Art nouveau i art deco. Zatem znajdziecie tu nawiązania do natury, spiralnych elementów oraz kobiecych kształtów. Z drugiej strony w przypadku art deco, spotkacie elementy geometryczne, a nawet innowacyjne wynalazki przemysłowe. Wydaje mi się, że każdy tu znajdzie coś dla siebie.



Ważnym aspektem tego tytułu, jest również jego piękne wydanie. Twarda, kartonowa okładka zapewnia całkowity komfort kolorowania. Jest to o tyle dobre, że można kolorować wszędzie, nie tylko wtedy gdy mamy pod ręką stolik. Chociaż jest to dość duża książka i szczerze powiedziawszy nie miałam możliwości zabierania jej wszędzie ze sobą, tak jak na to liczyłam. Ale to właśnie dzięki temu, tak dobrze się ona prezentuje. Jak widzicie coś za coś.

Łatwo z mojego tekstu wywnioskować, że jak najbardziej polecam ten tytuł. I tak jak przez wiele lat nic nie kolorowałam, bo zwyczajnie nie miałam ku temu okazji, tak teraz jestem całkowicie na tak. Miło jest robić coś co przynosi później ładne dla oka efekty, ale także dzięki temu się odstresować i robić coś co sprawia radość. 

Za możliwość odstresowania się razem z kolorowankami Art Deco
dziękuję wydawnictwu Egmont!


środa, 6 maja 2015

115. Zakon Mimów - Samantha Shannon

Tytuł: Zakon Mimów Autorka: Samantha Shannon
Stron: 539 Cykl: Czas Żniw #2 Wydawnictwo: SQN
Ocena: 6/6

Pierwszy tom z cyklu Czasu Żniw czytałam ponad rok temu. Po tak długim czasie nareszcie doczekałam się kontynuacji, której tak bardzo byłam ciekawa po świetnym pierwszym tomie. Przyznam, że obawiałam się, że ta przerwa między tomami będzie sporym kłopotem jeśli chodzi o pamiętanie szczegółów z pierwszej części. Jednak najgorsza była moja ciekawość, co też przyniesie za sobą "Zakon Mimów". Ale to właśnie przez to, gdy już miałam książkę w swoich rękach mogłam się nią w pełni zasłużenie delektować!

Paige Mahoney udało się uciec z kolonii Szeol I wraz z kilkoma innymi jasnowidzami. Po wykańczających doświadczeniach, dziewczyna na nowo musi odnaleźć się w Londynie. Nie jest to jednak łatwe, gdy jest się najbardziej poszukiwaną osobą w całym państwie. Blada Śniąca postanawia stawić czoła skorumpowanemu syndykatowi. Wie, że ludzie muszą dowiedzieć się o Refaitach i Emmitach oraz o tym co ich wkrótce czeka, jeśli w systemie nic się nie zmieni. Jednak próba wyjawienia prawdy może być niebezpieczna. Zagrożenie czyha na każdym rogu, a dziewczyna musi znaleźć sposób na to by ocalić miasto od zagłady. Nadchodzą Refaici i nikt nie jest w stanie im się przeciwstawić...


"Czas Żniw" może nie zachwycił mnie od samego początku, ale ostatecznie był świetnym, pierwszym tomem wprowadzającym do cyklu. Jednak nie sądziłam, że jego kontynuacja okaże się aż tak zniewalająca. Jestem pełna podziwu wobec autorki, która stworzyła tak skomplikowany i zawiły, a jednocześnie fantastyczny świat, mając zaledwie dwadzieścia trzy lata. Nie macie pojęcia jak ta historia mnie wciągnęła. Śmiem twierdzić, że jest ona nawet lepsza od pierwszego tomu, chociaż całkiem od niego inna. Tutaj akcja idzie w zupełnie odmiennym kierunku. "Zakon Mimów" skupia się bardziej na intrygach, spiskach i walce o władzę. Jednak nadal ma w sobie ten niesamowity klimat, który panował w poprzedniej części. Tym razem Paige jest na wolności, chociaż wcale się tak nie czuje. Jej twarz wyświetlana jest na wszystkich billboardach i gazetach, innymi słowy jest najbardziej poszukiwanym człowiekiem w Londynie. Znając prawdę o Refaitach dziewczyna jest w poważnym niebezpieczeństwie, ale nie zamierza się poddawać. Czuje się zobowiązana do tego, by wyjawić prawdę i uratować jasnowidzów.

Bałam się, że nie będę nic pamiętać z poprzedniej części, ale wiecie co? Odnalazłam się w niej bez problemu. Może to dlatego, że wciągnęła mnie od samego początku, a poszczególne wydarzenia przypominały mi się w trakcie czytania. Owszem, historia ta jest bardzo rozbudowana, to od razu trzeba podkreślić, bo jednak mając tyle stron, dużo się działo. I pisząc dużo, mam na myśli ogromnie dużo. Ale to jest wielki plus, bo żeby coś takiego stworzyć trzeba mieć niesamowitą wyobraźnię i umiejętności. Uwielbiam styl Samanthy Shannon. To jak pięknie opowiada historię Paige oraz jak wykreowała swoich bohaterów- to jest coś wspaniałego. Mam ochotę zostać w świecie Bladej Śniącej i poznawać coraz to nowe historie o Refaitach i widzieć jak w końcu dobro wygrywa. Ale na to chyba będę musiała jeszcze poczekać, bowiem skończyłam drugi tom i jestem zasmucona, że to jak na razie koniec. Kolejne miesiące czekania przede mną. Ale wiem, że będzie warto, tak samo jak było w przypadku "Zakon Mimów" dlatego to dodaje mi otuchy.

Cykl ten zdecydowanie należy do jednego z moich ulubionych, choć wyszły dopiero dwie części. Nigdy wcześniej nie trafiłam na historię o jasnowidzach i zaświatach, a jak już trafiłam na Czas Żniw, to okazał się to strzał w dziesiątkę. Samantha Shannon stworzyła dzieło nietuzinkowe i wspaniałe w całej swojej krasie. Potrafiła utrzymać, a nawet przewyższyć poziom pierwszej części i "Zakon Mimów" przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Nie znajdziecie w tej serii nic przewidywalnego, a każda strona będzie dla Was zaskoczeniem. Mogę Wam to zagwarantować. Pamiętajcie jednak, że zarówno "Czas Żniw" jak i "Zakon Mimów" należą do wymagających lektur, gdzie trzeba się porządnie skupić. Jednak jak się wciągniecie nic nie będzie w stanie Was rozproszyć. Mnie historia Paige zachwyciła i dlatego z całego serca Wam ją polecam!

Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu SQN! :)