piątek, 12 czerwca 2015

120. Maybe Someday - Colleen Hoover

Tytuł: Maybe Someday Autor: Colleen Hoover
Stron: 363 Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 6/6

Colleen Hoover to moja guru. Zawsze myślałam, że wybór ulubionego autora jest niemożliwy i w zasadzie do niedawna właśnie tak było. W pamięci zawsze będzie ze mną twórczość J.K. Rowling, dzięki, której tak naprawdę pokochałam czytanie, ale z biegiem czasu, przeczytałam tyle różnych tytułów, że właściwie w każdym etapie mojego życia znajduję coraz to nowych autorów, których książki zapadają mi w głęboko pamięć. Właśnie taką pisarką jest Colleen Hoover. Bo jej książki mają w sobie coś, czego żadne inne nie mają, a tych emocji, które towarzyszą czytaniu jej powieści, nie można ani w pełni opisać, ani tym bardziej podrobić. Jej książki są po prostu jedyne w swoim rodzaju.

Sydney czuje się zadowolona ze swojego życia. Wydawać by się mogło, że nie powinna na nic narzekać, ale gdy czasami próbuje zajrzeć w przyszłość i widzi siebie w tym samym miejscu w jakim znajduje się teraz, to trochę ją to przeraża. Przecież ma kochającego chłopaka, z którym mogłaby spędzić resztę życia- ale czy naprawdę tego chce? Los sprawia, że na jaw wychodzi, prawda o tym, że jej chłopak Hunter sypia z jej najlepszą przyjaciółką od lat. To duży cios dla Sydney. Tym bardziej, że dowiedziała się o tym od sąsiada, którego od dłuższego czasu słucha na balkonie, jak gra na gitarze. W jego muzyce i w sposobie jaki gra jest coś takiego, że Sydney nigdy nie ma dość słuchania Ridge'a. Odkąd dziewczyna zostaje na bruku, bez mieszkania i pieniędzy, na ratunek przychodzi właśnie muzyk.

Wszystkie te opisy brzmią tak zwyczajnie i przewidywalnie. Nie cierpię tego, ponieważ jak już wiele razy podkreślałam przy okazji pisania recenzji pozostałych książek Hoover, w historiach które ona przedstawia nie ma niczego zwyczajnego! Zdaje sobie sprawę, że potencjalny czytelnik, który nie miał jeszcze styczności z jej piórem, może nawet nie zwrócić uwagi na jej książki. Chociaż jak ostatnio zauważyłam "Maybe Someday" była tak promowana dosłownie wszędzie, że to chyba niemożliwe, żeby ją ominąć. Nie powiem,  z jednej strony to dobrze, ale z drugiej trochę mnie to irytuje, bo reklamy tej książki widziałam nie tylko w internecie, ale nawet w telewizji. To się nazywa ogromna promocja, z tym, że osoby od marketingu powinny zdawać sobie sprawę, że co za dużo to niezdrowo i taka kampania może przynieść zupełnie odwrotny skutek do zamierzonego.Trochę odbiegłam od temu, ale chciałam tylko wyrazić swoje zdanie w tej kwestii.

Wiedziałam, że "Maybe Someday" mnie zachwyci. Ja to po prostu czułam w kościach, po tym wszystkim czego się na jej temat naczytałam. Poza tym, nie była to moja pierwsza książka Hoover, więc mniej więcej wiedziałam czego się mogę spodziewać, czyli na pewno śmiechu i płaczu na przemian. Do tego można dodać jeszcze zachwycającego głównego bohatera, masę wzruszeń, całą gamę uczuć i gwarantowanego kaca książkowego. Tak też się stało i chyba nikogo to nie dziwi. Żeby tego było mało, autorka wraz z Griffinem Petersonem zaserwowała nam nastrojowe piosenki, których można słuchać podczas czytania w momencie, gdy pojawiają się one w książce. Nie no, przepadłam. Teraz ciągle do nich powracam i wyobrażam sobie jakby to Ridge je komponował. Szaleństwo, ale uwielbiam to co wymyśliła Hoover. Bo kto słyszał wcześniej o tym, żeby specjalnie na użytek książki skomponować idealnie pasujące do treści piosenki?  Pełen podziw dla duetu Hoover i Peterson, bo naprawdę im się to udało.

Właściwie wcale nie wspominam o treści tej książki, ale tak naprawdę, co tu pisać? Dla mnie to oczywiste, że wszystko w niej jest takie jak powinno być. Bohaterowie- tak prawdziwi i namacalni jak tylko się da, historia- piękna i wzruszająca, fabuła- całkowicie niesamowita, emocje- jak zwykle przy książkach Colleen, na najwyższym poziomie. Tu nie ma się do czego przyczepić, koniec kropka. Jednak jeśli chodzi o tę autorkę, mogę być mało obiektywna. Co zrobić? Uwielbiam to jak wspaniałe historie tworzy oraz bohaterów, których koniecznie chciałoby się poznać, a także to jakie potrafi wzbudzić w czytelniku emocje za pomocą słów przelanych na papier. Dla mnie to magia. Chyba wszystkich już przekonałam, że "Maybe Someday" to kolejna książka Colleen Hoover, która nie zawodzi. Polecam z całego serca.

"W angielskim alfabecie jest tylko dwadzieścia sześć liter. Można by pomyśleć, że z tyloma literami niewiele można zrobić. Można by pomyśleć, że kiedy wymiesza się je i połączy w słowa, mogą one wywołać tylko ograniczoną liczbę uczuć. A jednak tych uczuć może być nieskończenie wiele i ta piosenka jest dowodem na to. Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób kilka prostych słów połączonych ze sobą może kogoś zmienić, a jednak ten utwór i jego słowa całkowicie mnie odmieniają. Czuję się tak, jakby "może kiedyś" zamieniło się we "właśnie teraz"."


18 komentarzy:

  1. Ale się cieszę, że niedługo będę ją miała! Owszem, książki Hoover może i z opisu wyglądają przeciętnie, ale wnętrze mają bogate w wiele wartości. :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww książkę posiadam, ale nie mam kiedy się za nią zabrać, a tak bardzo bym chciała :3 Colleen Hoover jest wspaniała, a jej twórczość odkryłam rok temu i również przepadłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam, ale skoro ta proza taka dobra, to może kiedyś :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam styczności z twórczością tej autorki, ale zdecydowana większość osób wypowiada się wyjątkowo pochlebnie o jej książkach, chyba czas spróbować. Pozdrawiam, M ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie powinnaś spróbować! :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Czytałam "Hopeless", "Losing Hope", "Pułapkę uczuć" oraz "Nieprzekraczalną granicę" - i choć powieści te czytało się przyjemnie i szybko to, nie zaliczyłabym tej autorki do grona moich ulubionych. Cały czas zastanawiam się na lekturę "Maybe Someday"... ale poczekam chyba, aż trafi się na jakiejś promocji ;) Np na Arosie tak na -35% ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziś przeczytałam i jestem pod wrażeniem. Twoje emocje idealnie pokrywają się z moimi. Coś niesamowitego. Aż sama nie wiem, jak mogę tę książkę skomentować.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam piosenki, które towarzyszą bohaterom. Zeskanowanie kodu i słuchanie ich razem z Sydney i Ridgem jest cudowne!

    Zapraszam do siebie
    http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. Musze w końcu zapoznać się z twórczością tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. I w tym momencie nie mam nic więcej do dodania, po tym co właśnie przeczytałam. Napisałaś wszystko to co sama bym napisała, więc - AMEN, siostro. ZGADZAM SIĘ.
    I tego co do kampanii też. Boże, to było okropne, bo w wiem, że w tym momencie dużo czytelników ma dość widoku tej okładki i po prostu zrezygnowali z poznania historii, przez głupią kampanię, ten cały Bookathon czy jakoś tam i reklamy umieszczone WSZĘDZIE. Bez jaj. :/
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uhuuu :D Piąteczka!
      Z reklamowaniem tej książki Otwarte przekraczało już granice. Mnie to strasznie denerwuje, ale jak widać wydawnictwo chwyta się wszelkich środków, żeby wypromować swoją książkę. Gdyby nie to, że jest to dzieło Hoover, pewnie bym ją ominęła szerokim łukiem przez tą promocje. ^^
      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Miałam nie czytać żadnej książki Hoover, bo stwierdziłam, że pewnie się zawiodę,jak to często ze mną bywa. No, ale w końcu uległam i zakochałam się w "Hopeless". Kolejne książki tej świetnej pisarki mam w planach!
    Co do reklam, zgadzam się. Tylko one przekraczają już granice dobrego smaku... Wszędzie widywałam "Maybe someday", więc zapewne minie trochę czasu, zanim ją przeczytam. W ogóle wydawnictwo otwarte ma ostatnio strasznie nachalną reklamę! Bez przesady. Jak ktoś chce przeczytać, to przeczyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze zrobiłaś, że jednak dałaś jej szansę :)
      Zgadzam się co do tych nachalnych reklam, jak sama wspomniałam, w tym wypadku mogą one odnieść zupełnie odwrotny skutek i wręcz zniechęcić czytelnika. To prawda, Otwarte szaleje teraz z promocją książek. Nie do końca jest to dobre np. dla pozostałych, znacznie mniejszych wydawnictw, których książki nie są tak promowane, a są równie dobre i mogą na tym stracić, bo niektórzy przy kupnie książki mogą kierować się jedynie tym, że o danym tytule już gdzieś słyszeli i to właśnie dzięki reklamie. Na mnie osobiście takie reklamy nie działają, ale wiem, że pewnie są tacy, którzy są na nie podatni :)

      Usuń
  11. Zaczęłam ją czytać,ale chwilowo odłożyłam ją na bok.Wrócę do niej już wkrótce ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wciąż nie poznałam twórczości tej autorki, a coraz głośniej o niej. Zdecydowanie muszę zaopatrzyć się w jakieś jej dzieło!

    OdpowiedzUsuń
  13. Książkę mam, zakupiłam i teraz czekam na odpowiedni moment gdy zasiądę i będę mogła zatopić się w lekturze, kocham twórczość autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Niedawno przeczytałam tę książkę, ale już mam ochotę do niej powrócić. Coś czuję, że jeszcze nieraz przeczytam ją ponownie <3 Soundtrack jest równie świetny, jak książka <3

    OdpowiedzUsuń