piątek, 30 grudnia 2016

Przedpremierowo: W sercu światła - Amie Kaufman & Meagan Spooner


Tytuł: W sercu światła
Tytuł oryginału: Their Fractured Light
Autorki: Amie Kaufman, Meagan Spooner
Seria: Starbound #3
Stron: 367
Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive
PREMIERA: 11 stycznia 2017


Po skończeniu drugiego tomu serii Starbound, marzyłam tylko o tym by zabrać się za następny. Miałam to szczęście, że "W sercu światła" miałam już dostępne pod ręką, zatem bez długiego czekania mogłam zanurzyć się w lekturze.

Sofia jest uciekinierką z Avonu. Po tragicznej śmierci ojca trafia na Korynt, gdzie wiedzie życie w ciągłym strachu i obawie, że wkrótce zostanie złapana. Jednak dziewczyna jest pogodzona z losem, a co najważniejsze przyświeca jej jeden cel, który chce zrealizować bez względu na konsekwencje i jest nim zemsta na Rodericku LaRoux, który odebrał jej wszystko. Aby tego dokonać będzie potrzebować pomocy innych osób, ale czy ją otrzyma i za jaką cenę?

Gideon wiele lat temu stracił brata. Chłopak nadal nie pogodził się z tą stratą, ale swoją rozpacz zamienił w siłę, która pomogła mu się stać najlepszym hakerem na planecie, jeśli nie całej galaktyce. Poprzez kable i sieci może kontrolować prawie wszystko. Okazuje się, że z Sofią mają wspólnego wroga i cel, którym jest pokonanie LaRoux Industries i tego kto stoi na czele organizacji. Mimo, że oboje mają ogromne problemy z zaufaniem, postanawiają dać sobie szansę i razem stawić czoła wrogowi.

Nie mogę uwierzyć, że właśnie skończyłam czytać ostatni tom Starbound, serii którą niezmiernie polubiłam. "W sercu światła" przenosi nas na planetę Korynt, gdzie wszystkie spiski i intrygi mają miejsce. Mam wrażenie, że ta część jest zupełnie inna od poprzednich. Czułam jakby ona cała była wielkim finałem od początku do końca, może dlatego, że akcja była jeszcze bardziej zagęszczona niż przy poprzednich dwóch. Planeta Korynt jest bardzo rozwinięta, szczególnie pod względem technologicznym. Jeden z dwójki głównych bohaterów Gideon czuje się tam jak na swoim terenie, a ze swojej kryjówki może obserwować wszystko, wystarczy, że podłączy się do sieci. Dzięki temu jest idealnym sprzymierzeńcem dla Sofii, ale nie tylko dla niej, gdyż mniej więcej od połowy książki, powracają nasi starzy i dobrzy bohaterowie z poprzednich części, co oczywiście było dużym plusem. Natomiast co za tym idzie, z wszystkich postaci w serii, Sofię i Gideona poznajemy najmniej.

"W sercu światła" nie skupia się już tak bardzo na samych bohaterach, a bardziej na akcji i głównym celu wszystkich postaci. Każdy z nich pragnie klęski LaRoux i przywrócenia wolności "Szeptom". Lilac, Tarver, Jubilee, Flynn, a także Sofia i Gideon wspólnymi siłami walczą zarówno z tym co nieznane i nieodgadnione czyli Szeptami, ale również z bliską osobą dla Lilac. Nie będzie to łatwy pojedynek, ale żadna ze stron nie chce odpuścić.

Przez ostatnie rozdziały było mi naprawdę smutno, że to już koniec tak fantastycznej kosmicznej serii, bo zżyłam się z bohaterami i na pewno będzie mi ich brakowało. Swoją przygodę z serią będę wspominać bardzo ciepło, mimo, że przecież świat w niej przedstawiony był pełen okrucieństwa i smutku, lecz poprzez wszystkie te złe uczucia przebijała się nadzieja i miłość. Trzy piękne historie i szóstka wspaniałych bohaterów- seria Starbound zdecydowanie podbiła moje serce. Polecam serdecznie!

Za możliwość lektury, dziękuję Wydawnictwu Otwarte

sobota, 10 grudnia 2016

Przedpremierowo: W spojrzeniu wroga - Amie Kaufman & Meagan Spooner


Tytuł: W spojrzeniu wroga
Autorki: Amie Kaufman & Meagan Spooner
Seria: Starbound #2
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 6/6
PREMIERA: 11 stycznia 2016


Seria Starbound podbiła moje serce już przy pierwszym tomie. O tej kosmicznej historii bardzo długo nie mogłam zapomnieć, a teraz w końcu doczekałam się jej kontynuacji! Nawet nie wyobrażacie sobie jak się cieszę z tego powodu. Ale do rzeczy! Czy "W spojrzeniu wroga" jest co najmniej tak dobre jak "W ramionach gwiazd"?

Lee Chase jest bezwzględną żołnierką. Ukształtowały ją tragiczne doświadczenia z przeszłości, przez co musiała ukrywać się pod maską człowieka bez duszy i serca. W końcu przy karierze jaką wybrała, okazywanie jakichkolwiek uczuć byłoby niczym więcej jak przeszkodą. Lee stacjonuje od niedawna na planecie Avon. Niestety nie jest to przyjazne miejsce, nawet same środowisko naturalne o tym świadczy. Od lat na planecie przeprowadzane są badania, które mają pomóc w rozwinięciu się roślinności, jednak tak zwana Terraformacja nie przynosi rezultatów. Mieszkańcy planety są podzieleni, Rebeliantom udało się zyskać rozejm ze stacjonującymi na Avonie żołnierzami, jednak jest on kruchy jak lód. Wystarczy niewielka iskra by go złamać. 

Flynn Cormac brat Orli- jednej z ważniejszych postaci wśród Rebeliantów, która poświęciła swe życie w walce o wolność, ma dość ciągłego czekania aż sprawy wymkną się spod kontroli i postanawia podjąć pewien bardzo ryzykowny krok. Dotyczy on Lee Chase i może być dla jego ludzi jedynym ratunkiem. Czy rebeliantowi uda się wywalczyć stały pokój, przy pomocy Chase? Plan wydaje się być szalony, zważywszy na to, że rebeliant i żołnierka są swoimi śmiertelnymi wrogami...

Gdy dowiedziałam się, że kontynuacja "W ramionach gwiazd" nie będzie prowadzona z perspektywy tamtejszych bohaterów, byłam zawiedziona. Przede wszystkim dlatego, że niezmiernie polubiłam Tarvera i Lilac, a zżerała mnie ciekawość jak potoczą się ich dalsze losy. Niemniej jednak, nadal chciałam dowiedzieć się co wydarzy się później, nawet jeśli oznaczało to pewne pożegnanie z ukochanymi bohaterami. Okazało się, że mimo iż nie są oni już głównymi postaciami, to nadal się w książce pojawiają. Dlatego każde wzmianki na ich temat mnie cieszyły, ale tym razem swoją uwagę przeniosłam na Jubilee i Flynna, którzy tak samo skradli moje serce. Autorki mają niezwykły dar kreowania swoich postaci, tak że nie sposób jest się nimi nie interesować lub ich nie polubić. Nie przychodzi to jednak od razu, ale dopiero po czasie, gdy razem z nimi podejmujemy się podróży po Avonie.

Tym razem autorki zaprosiły nas na właściwie umierającą planetę Avon. Panuje tam chaos i nieustanna walka pomiędzy dwoma stronami. W środku tego zamieszania, na mglistych bagnach czai się nieodgadniona moc. Wyraźnie widać tu podobieństwa do pierwszego tomu, jednak tutaj mamy okazję w końcu dowiedzieć się czegoś więcej na jej temat. W tej chwili jedyne o czym mogę myśleć, to trzeci tom, po którego przeczytaniu uzyskam resztę odpowiedzi. Wracając do "W spojrzeniu wroga", książka rzuciła mnie na kolana. Myślę, że to zasługa bardzo zgranego duetu Kaufman i Spooner, które kolejny raz spisały się świetnie. Autorki dokładnie wiedzą czego czytelnik pragnie i potrafią idealnie zagrać mu na emocjach. 

Drugi tom serii Starbound zrobił na mnie równie wielkie wrażenie jak poprzedni. Autorki udowodniły, że każdy aspekt tej historii mają dobrze przemyślany i wiedzą jak go rozegrać, tak aby czytelnik chciał więcej. "W spojrzeniu wroga" to pełna napięcia i emocji książka, od której nie mogłam się oderwać. Autorkom ponownie udało się stworzyć ciekawych i ludzkich bohaterów, których losy bardzo mnie poruszyły. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji poznać pierwszego tomu, bardzo Was do tego zachęcam, a ja teraz zabieram się za "W sercu światła". Polecam!

Za możliwość przedpremierowej lektury, dziękuję Wydawnictwu Otwarte :)



niedziela, 4 grudnia 2016

163. Szóstka Wron - Leigh Bardugo


Tytuł: Szóstka Wron
Autor: Leigh Bardugo
Seria: tom #1
Stron: 493
Wydawnictwo: MAG

Odkąd po raz pierwszy zobaczyłam zapowiedź tej książki, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Już od dawna o moje uszy obijało się nazwisko Bardugo. W 2013 roku w Polsce ukazała się drukiem jej pierwsza trylogia o nazwie Grisza. Mimo wielu pozytywnych opinii jakie o niej krążyły, ja nadal nie miałam okazji jej przeczytać. Niemniej jednak, jakiś czas temu autorka napisała kolejną historię dziejącą się w uniwersum z poprzedniej trylogii, a tą książką jest właśnie "Szóstka Wron", która zbiera równie pochlebne, albo nawet i lepsze opinie niż poprzedniczka. Postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie jest ona tak dobra jak mówią i zabrałam się do czytania.

Kaz Brekker kiedyś był biednym i nieporadnym chłopcem. Lata ciężkiej pracy, krwi i potu sprawiły, że teraz jest szefem jednego z groźniejszych gangów w Baryłce. Pewnego razu dostaje ofertę, na którą zgodziłby się jedynie szaleniec. Włamać się do Lodowego Dworu- twierdzy niezdobytej przez nikogo, strzeżonej licznymi zabezpieczeniami i uwolnić znajdującego się w nim zakładnika. Nagroda? Przekraczająca wszelkie wyobrażenie kwota, która wreszcie pozwoliłaby Kaz'owi odegrać się na swoim wrogu, który kiedyś odebrał mu wszystko. Wygląda na to, że jest on jedynym człowiekiem, który z pomocą dobrze dobranej ekipy, może zrealizować ten plan. Szóstka niebezpiecznych ludzi o wszechstronnych umiejętnościach, jeden szalony skok i bogactwo, które nie mieści się w głowie. 

Chcę od razu zaznaczyć, że miałam ogromne oczekiwania wobec tej książki. Wcześniej spotkałam się właściwie z samymi pozytywami na jej temat, dlatego spodziewałam się, że mnie również zachwyci. "Szóstka Wron" okazała się inna niż zakładałam, jednakże nie jest to akurat zła rzecz. Mimo, że sam zamysł fabuły opiera się na włamaniu i uwolnieniu zakładnika, to myślałam, że może będzie tu więcej pobocznych wątków. Może to dobrze, że nie było ich zbyt wiele, tylko zostały zastąpione akcją, której zdecydowanie nie brakuje. W książce ciągle coś się dzieje i autorce cały czas udawało się mnie zaskoczyć.

Dużym plusem tej książki jest niezaprzeczalnie kreacja świata, a także bohaterów. Jednak to właśnie Baryłka, obskurne miasteczko pełne złodziejaszków i innych czarnych charakterów, uformowało bohaterów tej powieści. Szczególnie Kaza, którego trudna młodość w tym miejscu, zmieniła na zawsze. Nie było mu łatwo żyć w tym środowisku, jednak jego ogromna chęć zemsty, codziennie go napędzała i dzięki temu udało mu się nie tylko przetrwać, ale zyskać szacunek i pozycję wśród Szumowin, czyli gangu, którym przewodzi. Ta misja, wydaje się być stworzona dla niego, więc jeśli komukolwiek miałaby się ona udać, to właśnie jemu i pozostałym Wronom. Każdy z nich jest świetnie wykreowany i wcale nie są oni jedynie tłem tej powieści. Bardugo rozdzieliła narrację na kilku bohaterów, tak aby czytelnik mógł w pełni poznać ekipę Brekkera i zrozumieć pobudki, dla których odważyli się wziąć udział w misji. 

"Szóstka Wron" okazała się być dobrą i przemyślaną książką fantasy. Wspaniale wykreowany świat, który niejednego by przeraził, wyraziści i wielowymiarowi bohaterowie, a także szybka akcja, to niewątpliwe plusy tej powieści. Niejednokrotnie zostałam zaskoczona obrotem spraw, a więc nie radzę szukać tutaj schematów i łatwych rozwiązań. Mnie książka pochłonęła i mimo, że czytanie jej zabrało mi sporo czasu, to zdecydowanie był on dobrze spożytkowany. Polecam!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu MAG! :)

niedziela, 13 listopada 2016

162. Ogień za ogień - J. Han & S. Vivian



Tytuł: Ogień za ogień
Autorki: Jenny Han & Siobhan Vivian
Seria: tom #2
Stron: 487
Wydawnictwo: Feeria young


Po przeczytaniu pierwszej części z tej serii byłam bardzo ciekawa jej kontynuacji, gdyż powieść zakończyła się w bardzo ciekawym momencie. Z drugiej strony, miałam też swoje obawy przed lekturą, ponieważ nie wiedziałam czy autorkom uda się utrzymać wysoki poziom, tak jak to było przy lekturze książki "Ból za ból". Czyżby druga część miała być powtórką z rozrywki?

Plan Kat, Lillii i Mary był idealny, a w drodze do jego wykonania nie powinny pojawić się żadne komplikacje. Niestety nie wszystko poszło jak po maśle. Wrogowie zostali ukarani za swoje przewinienia, jednak Bal Absolwentów nie przebiegł po myśli dziewcząt. Chociaż najważniejsze, że plan został zrealizowany i sprawiedliwości stało się zadość. Teraz przyjaciółki mogą poczuć smak zwycięstwa. Sojusz między Kat, Lillią i Mary nadal trwa, a to oznacza, że mogą posunąć się jeszcze dalej i definitywnie rozliczyć się z fałszywymi chłopakami i "przyjaciółkami". Czy dziewczynom uda się zrealizować plan zemsty na kolejnej osobie bez poważniejszych konsekwencji?

Już przy okazji recenzowania pierwszej części serii, podkreślałam, że jest to opowieść ku przestrodze. Trzy dziewczyny, które wcześniej nie miały ze sobą nic wspólnego, nagle postanawiają połączyć swoje siły i wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Czy to nie brzmi jak zły plan? Może zależy to od punktu widzenia, chociaż według mnie szukanie zemsty w taki sposób, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Aczkolwiek zważywszy na to, że jest to książka, która z założenia ma dostarczyć rozrywki, jestem zdecydowanie na tak. Dziewczyny do tej pory wykonały część planu i teraz zależy im, a w szczególności Mary, która jest najbardziej pokrzywdzona, na dalszej zemście. Tym razem mają zamiar trafić prosto w serca swoich wrogów. Decyzje, które podejmą mogą je bezpowrotnie odmienić, a także dotknąć postronne osoby.

Książka "Ogień za ogień" jest w bardzo podobnym tonie co poprzedniczka, ale można zauważyć tu parę zmian. Przede wszystkim autorki przybliżają nam obraz poszczególnych bohaterek, czego nie zrobiły tak szczegółowo w pierwszym tomie. Możemy się dowiedzieć wielu istotnych faktów z życia bohaterek, co zdecydowanie pomaga lepiej zrozumieć ich chęć zemsty. Dodatkowo został tu wpleciony wątek paranormalny, który prawdę mówiąc nie został wyjaśniony do końca. Może w trzeciej części autorki rzucą światło na tę sprawę i bardziej ją rozwiną. Oprócz tego mamy okazję lepiej poznać pozostałych bohaterów, a zwłaszcza Reeva czyli jednego z czarnych charakterów, który przy bliższym poznaniu wcale nie okazuje się taki zły.

Książkę czytało mi się przyjemnie, ale lekturę pierwszego tomu wspominam trochę lepiej. Może to przez powtarzające się wątki i ciągłą chęć zemsty bohaterek, która mimo, że jest centrum fabuły, to czasami bywała męcząca. Reasumując jest to ciekawa historia dla nastolatek, bo porusza ona tematy, które mogą je najbardziej zainteresować dlatego ją im polecam, a także wszystkim osobom, którym spodobał się pierwszy tom.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Feeria young! :)

wtorek, 1 listopada 2016

161. Nie poddawaj się - Rainbow Rowell


Tytuł: Nie poddawaj się (ang. Carry On)
Autor: Rainbow Rowell
Stron: 507
Wydawnictwo: Harper Collins
Ocena: 4/6

Simon Snow był dość szczególną postacią w "Fangirl". Jego wątki pojawiały się na przemian z główną akcją książki i były jedynie dodatkiem, pewnym urozmaiceniem. Będąc kompletnie szczerą, nie za bardzo mnie te wątki interesowały, wolałam się raczej skupić na Cath i jej potyczkach. Oczywiście, jest tu pewne "ale", mianowicie osobna powieść o Simonie i jego misji to już zupełnie coś innego! Tego nie chciałam odpuścić, ponieważ lubię wszelkie fantastyczne historie, a poza tym twórczość Rowell nie była mi obca, więc mogłam spodziewać się tylko i wyłącznie świetnej lektury.

Simon Snow jak co roku, nie może się doczekać powrotu do Szkoły Czarodziejów w Watford. Tym razem będzie jednak inaczej, gdyż jest to jego ostatni rok nauki. Mimo tego Simon wcale nie czuje, że wie o magii wystarczająco dużo. Chłopak wciąż nie może zrozumieć jakim cudem to on jest przepowiedzianym wiele lat temu Wybrańcem, który zbawi świat od złego Szarobura, skoro nie potrafi nawet użyć różdżki, a co dopiero zapanować nad ogromną mocą, którą posiada. To go przerasta, a jedyny człowiek, który może mu pomóc, jego mentor Wielki Mag znika ze szkoły. Simonowi wiele rzeczy zwala się na głowę, zrywa z nim dziewczyna, z którą planował przyszłość, a także jego mroczny i  złowieszczy współlokator Baz nie pojawia się przez pierwsze miesiące w szkole. Dla Snowa oznacza to, że zapewne kombinuje on za jego plecami jak go wykończyć...

Zaczynając lekturę tej książki, byłam lekko zdziwiona. Przede wszystkim w oczy ogromnie rzucały mi się wszelkie podobieństwa do "Harry'ego Pottera", którego kocham całym sercem. "Nie poddawaj się" jest kolejną książką o Wybrańcu. Postaci, która ma zbawić świat przed czarnym charakterem. Zapewne kojarzycie ten motyw, gdyż jest on popularny, a dla mnie w pierwszym odruchu kojarzy się właśnie z Potterem. W książce Rowell można doszukiwać się wielu podobieństw, jednak czytając ją starałam się to rozgraniczyć i za bardzo o nich nie myśleć. Dzięki temu mogę stwierdzić, że "Carry On" to ciekawa książka, o więzach przyjaźni, rodzinnych i oczywiście o czarodziejach walczących ze złem. 

"Nie poddawaj się" czytało mi się przyjemnie, a autorce nie raz udało się mnie zaskoczyć zwrotami akcji, czy też samym zakończeniem, które robi wrażenie. Polubiłam bohaterów jej powieści, a także sam styl, który jak zwykle u Rowell jest lekki i niewymagający, ale za to miły w odbiorze. Jestem świadoma, że nie będzie to dobra lektura dla każdego. Wiem, że są osoby, dla których podobieństwa do innych książek o czarodziejach mogą wydawać się zbyt rażące, a wątki homoseksualne trochę przeszkadzać. Ja nie miałam z tym problemu, chociaż przyznam, że niektóre inspiracje były zbyt widoczne. W każdym razie, mi się książka spodobała, ale Wy sami zdecydujcie czy będzie to odpowiednia lektura dla Was.

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu HarperCollins!

sobota, 22 października 2016

160. Elantris - Brandon Sanderson


Tytuł: Elantris
Autor: Brandon Sanderson
Stron: 659
Cykl: Elantris #1
Wydawnictwo: MAG
Ocena: 9/10

Czasem przypadek sprawia, że postanawiamy sięgnąć po jakąś książkę. Pamiętam jak kilka miesięcy temu zdecydowałam się dać szansę "Z mgły zrodzonemu", która była pierwszą książką Sandersona jaką miałam przeczytać. Nie wiecie nawet, jak bardzo się cieszę, że wtedy spróbowałam. Od tamtej pory nie mogę przejść obojętnie obok jego twórczości, tym bardziej, że wydawnictwo MAG wznawia teraz poprzednie wydania. Niedawno w moje ręce trafiła specjalna edycja "Elantris" z bardzo ciekawymi dodatkami, której lektury nie mogłam się doczekać!

Elantris było kiedyś miastem bogów, niegdyś zwykłych śmiertelników, dopóki nie dokonała się w nich przemiana. Dotknął ich Shaod, który dał im niezwykłe moce, nic więc dziwnego, że zwykli obywatele Arelonu mieli ich za bóstwa. Elantryjczycy słynęli ze swojej potęgi i co więcej, potrafili ją wykorzystać w dobrym celu. Od lat pomagali ludziom, w przypadku chorób, a także dbali o to, by nigdy nikomu nie zabrakło żywności. Jednak czasy świetności Elantris minęły dziesięć lat temu, kiedy to ich moce przestały działać, a sami Elantryjczycy stali się bezwartościowi i wręcz przeklęci. Miasto popadło w ruinę, okryło się sadzą i brudem. Bramy zostały zamknięte i od tamtej pory wstęp do niego mają jedynie naznaczeni Shaodem. Księżniczka Sarene od lat nie mogła znaleźć sobie miejsca na świecie. W rodzinnym mieście czuła na sobie nieprzychylne spojrzenia poddanych, którzy nie potrafili jej zrozumieć. Jej los w końcu się odmienia, gdy postanawia ze względów politycznych zawrzeć związek małżeński z księciem Arelonu- Raodenem. Niestety pech nie opuszcza księżniczki i gdy tylko przybija statkiem do portu okazuje się, że jej narzeczony nie żyje, a ona sama została uznana za wdowę...

Zabierając się za "Elantris" miałam spore oczekiwania. W końcu jest to książka autora "Ostatniego Imperium", które zachwyciło mnie w każdym calu. Jednak jest to przecież debiutancka powieść autora, a więc nie byłam pewna czego się spodziewać. Do tej pory jestem w szoku, że debiut może być aż tak dobry. Sanderson to dla mnie mistrz gatunku, jestem pełna podziwu wobec jego umiejętności tworzenia nowych światów, reguł, a także bohaterów, którzy w jego powieściach są niezwykle ważni. W tle mamy dworskie rozgrywki polityczne, spiski i intrygi. Nie da się ukryć, że jednym z ważniejszych elementów powieści jest oczywiście umarłe miasto Elantris. Co się kryje za Shaodem? Dlaczego z daru stało się przekleństwem? Przez całą książkę, te pytania kołatały mi się w głowie, dlatego nie mogłam wysiedzieć spokojnie dopóki nie przewróciłam ostatniej kartki.

"Elantris" to był dla mnie duży szok. Nie mogę uwierzyć, że jest to debiut Sandersona, ponieważ różnica między tą powieścią, a genialnym "Ostatnim Imperium" wcale nie jest wielka. Kunszt pisarski owszem, w kolejnych książkach widać poprawę, ale oprócz tego przepaści żadnej nie ma! Począwszy od kreacji świata, magii, intryg i skończywszy na wspaniałych bohaterach jest to Sanderson jakiego znam i uwielbiam. Jeśli jeszcze nie czytaliście powieści tego autora, bardzo Was do tego zachęcam! Sami zobaczcie jak powinno wyglądać piekielnie dobre fantasy, od którego ciężko się oderwać, a co dopiero o nim zapomnieć :)

Za egzemplarz bardzo dziękuję Wydawnictwu MAG!

piątek, 30 września 2016

159. Załącznik - Rainbow Rowell


Tytuł: Załącznik
Autor: Rainbow Rowell
Stron: 413
Wydawnictwo: HarperCollins
Ocena: 7/10


Pierwszą książką Rowell jaką przeczytałam, była "Eleonora & Park", która zachwyciła mnie od razu. Od tamtej pory, systematycznie uzupełniam książki tej autorki na mojej półce. Do teraz przeczytałam już wszystkie wydane w Polsce łącznie z "Załącznikiem", o którym chciałabym Wam dzisiaj napisać kilka słów. 

Lincoln O'Neill nie lubi swojej pracy. Czytanie cudzych e-maili w celu zapewnienia bezpieczeństwa danych w redakcji wydaje mu się zwyczajną startą czasu. Gdy zgłosił się na to stanowisko spodziewał się czegoś zupełnie innego, myślał, że będzie budował systemy zabezpieczeń i odpierał ataki hackerów, a nie robił za "szpiega". Natrafiając na korespondencję dwóch przyjaciółek Beth i Jennifer, Lincoln zaczyna przejawiać zainteresowanie ich życiem, a szczególnie dowcipnej i inteligentnej Beth. Wie, że powinien wysłać im upomnienie za wszelkie nadużycia jakich się dopuściły pisząc ze sobą w godzinach pracy, jednak historie, o których sobie opowiadają za bardzo go interesują by to zrobić. W końcu Lincoln uświadamia sobie, że zakochał się w Beth, ale nie wie jaki powinien być jego następny krok, zważywszy na okoliczności. Czy uda mu się wymyślić sposób na nawiązanie z nią znajomości, bez wychodzenia na dziwnego faceta, który czyta jej prywatne e-maile?

"Załącznik" to pierwsza powieść Rowell, w dodatku przeznaczona dla dorosłego czytelnika. Ja autorkę poznałam najpierw od drugiej strony, czytając jej książki dla młodzieży, które niezmiernie mi się podobały, bo zawsze świetnie potrafiła wczuć się w swoich nastoletnich bohaterów, co nadawało historiom realności. Tym razem jest to powieść dla dorosłych, tak samo jak "Linia serc" i przyznaję, że Rowell nie zawodzi. Ciekawie było poznać spojrzenie na pewne sprawy z perspektywy mężczyzny przed trzydziestką, który szczerze powiedziawszy wiedzie okrutnie nudne życie, mieszkając z własną matką (nie widząc w tym nic złego), która ciągle podsuwa mu jedzenie pod nos i płaci za niego rachunki. Lincoln jest typem człowieka, który właściwie nie wie czego chce od życia. Nie można mu odmówić inteligencji, gdyż ma skończonych kilka kierunków, ale nadal nie potrafi się zdecydować co go interesuje i co chciałby robić, więc dopóki nic innego nie wymyśli, będzie siedział w redakcji jako "administrator bezpieczeństwa danych". Beth natomiast jest pełną życia, dowcipną kobietą, której aktualny związek z muzykiem średnio się układa. Jej relacji z Jennifer można wręcz pozazdrościć, gdyż obie są dla siebie oparciem i wspierają się w każdej sytuacji. Nic dziwnego, że Lincoln czytają ich korespondencję, tak bardzo je polubił.

Książkę czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie, zapewne z tego względu, że zwyczajowa narracja Lincolna jest przeplatana z e-mailami Beth i Jennifer. "Załącznik" to idealna lektura, dla tych którzy mają ochotę cofnąć się do końcówki 1999 roku i wkroczyć razem z nietuzinkowymi bohaterami w nowy wiek. Polecam!

Za egzemplarz bardzo dziękuję Wydawnictwu HarperCollins! :)

piątek, 15 lipca 2016

158. Przekroczyć granice - Katie McGarry

Tytuł: Przekroczyć granice Autor: Katie McGarry 
Stron: 488 Wydawnictwo: Muza

Przy wyborze kolejnych lektur staram się nie ograniczać co do jednego gatunku, lecz próbować nowości i odkrywać nowych ulubieńców. Odkąd po raz pierwszy sięgnęłam po powieść z nurtu New Adult, wiedziałam, że nie będzie to mój ostatni raz. Ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się o nadchodzącej premierze książki z tego gatunku autorstwa Katie McGarry, o której wcześniej słyszałam wiele pozytywnych opinii. Czy "Przekroczyć granice" jest faktycznie tak dobra jak o niej mówią?

Echo Emerson i Noah Hutchins to dwoje skrzywdzonych przez życie nastolatków. Kiedyś popularni i lubiani, dzisiaj odrzuceni przez większość rówieśników i społeczeństwo. Echo należała do szkolnej elity i miała wszystko o czym mogła tylko zamarzyć: przystojnego chłopaka, świetne oceny i grono przyjaciółek. Pewnego wieczoru jej życie wywraca się do góry nogami. Dziewczyna nie pamięta nic z tego dnia, a jedynym przypomnieniem o tamtym wydarzeniu stają się blizny na jej rękach. W jej życiu nic już nie jest takie same, przyjaźnie odeszły wraz z dawną Echo. Teraz dziewczyna chodzi na terapię do szkolnego psychologa, gdzie poznaje równie pogubionego jak ona Noaha. Chłopaka, którego świat zawalił się jednego dnia, podobnie jak jej. Oboje szukają normalności i stabilizacji. Echo pragnie dowiedzieć się prawdy o tragicznym wieczorze, a Noah odzyskać braci, którzy po śmierci rodziców trafili do rodziny zastępczej. Razem może im się udać, ale czy będą w stanie sobie zaufać?

Przeczytałam już całkiem sporo powieści z tego gatunku i po pewnym czasie niektóre schematy wydają mi się trochę nużące. Aby mnie coś zaciekawiło potrzebne jest coś więcej niż tylko pomysły, ponieważ równie ważny jest dla mnie styl autora. Jeśli jest świetny, to może nawet przyćmić kulejącą akcję i słabe pomysły. W przypadku "Przekraczając granice", nie spodobał mi się język i styl i już na wstępie książka mnie trochę do siebie zraziła. Jednak w miarę jak się rozkręcała, podobała mi się coraz bardziej, aż w końcu zapomniałam, że coś mi w niej nie pasowało. Jak widać do stylu można się przyzwyczaić i skupić się bardziej na uczuciach bohaterów i samej akcji, co uratowało książkę. Tutaj bohaterowie i ich charakterystyka odgrywała wielką rolę i sama autorka mocno skupiła się na ich życiu, szczególnie na wydarzeniach z przeszłości, co pomaga czytelnikowi lepiej zrozumieć ich zachowanie.

Podobało mi się, że McGarry podzieliła narrację na Echo oraz Noaha, ponieważ są to skrajnie różne postaci, z których każda ma zupełnie inne poglądy, czy życie. Echo mieszka z bogatym ojcem i macochą, którzy kontrolują każdy aspekt jej życia, przez co dziewczyna do końca nie może stanąć na nogi, natomiast Noah mieszka w rodzinie zastępczej, która kompletnie się nim nie interesuje, ale ma za to dwójkę przyjaciół, z którymi non stop imprezuje przynajmniej do momentu gdy poznaje Echo. 

"Przekraczając granice" to dobra książka, ale w ogólnym rozrachunku mnie nie zachwyciła. Porusza trudne tematy dotyczące nie tylko nastoletniej miłości, ale także straty, akceptacji i zrozumienia siebie samego. Jednak nie znalazłam w niej niczego odkrywczego, a co gorsza nie udało jej się mnie poruszyć, tak jak bym się tego spodziewała. Ogólnie fabuła była ciekawa, ale jak na mój gust trochę za bardzo dramatyczna. Jest to tylko moja opinia i wiem, że są osoby, których ta książka może wzruszyć i zachwycić. Sami musicie zdecydować czy dać jej szansę.

Za możliwość poznania historii Echo i Noaha dziękuję Business&Culture!

sobota, 25 czerwca 2016

157. Ból za ból - Jenny Han & Siobhan Vivian

Tytuł: Ból za ból Autorki: Jenny Han i Siobhan Vivian
Stron: 352 Seria: #1 Wydawnictwo: Feeria young

Swego czasu sporo naczytałam się pozytywnych opinii na temat książek Jenny Han. Rok temu nawet kupiłam dwa tytuły autorki, jednak nie miałam jeszcze okazji się za nie zabrać, ale za to natrafiłam na "Ból za ból", książkę którą Han napisała w duecie z Siobhan Vivian, wydaną przez Feerię young. Oczekiwałam lekkiej i przyjemnej lektury, w wakacyjnym klimacie i właśnie to dostałam co oznacza, że swoje pierwsze spotkanie z twórczością autorek uważam za bardzo udane!

Życie na wyspie Jar ma swoje uroki, ale niestety dla niektórych jej mieszkańców wcale przyjemne nie jest...
Kat mieszka na wyspie od zawsze. Za dziecka miała dwie dobre przyjaciółki Rennie i Lillię, z którymi była nierozłączna. Niestety po czasie, Rennie okazała się fałszywą przyjaciółką i Kat została odsunięta od grupy. Od tamtej pory stała się wręcz outsiderką, natomiast Rennie i Lillia stoją u szczytu szkolnej elity. 
Mary na wyspie nigdy nie mieszkała, ale za to uczęszczała do lokalnej szkoły. Odkąd poznała Reeva, w jej życiu nastąpiło pasmo nieszczęść. Jej życie zostało praktycznie zrujnowane, ale teraz po latach dziewczyna wraca na wyspę, by zmierzyć się ze swoim oprawcą. 
Lillia natomiast jest przekonana, że gwiazda szkolnej drużyny Alex, kręci się wokół jej młodszej siostry, co według niej, jest zdecydowanie nie w porządku. Trzy dziewczyny mające jedno pragnienie - na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość tym, którzy je zawiedli i skrzywdzili. 

"Ból za ból" to swego rodzaju książka ku przestrodze. Pokazuje nie tylko jak trudne może być życie dorastających nastolatków i z jakimi problemami czasem idzie im się mierzyć, ale także uzmysławia, że zemsta niekoniecznie jest tym co w danej sytuacji pomoże. Głównymi bohaterkami książki są trzy skrzywdzone dziewczyny, każda w innym stopniu. Mimo, że największa krzywda spotkała Mary, to nie ona wpada na pomysł żeby dokonać zemsty, tylko Kat, która ma dość bezczynnego siedzenia i czekania aż karma zrobi swoje. I tak właśnie, za jej sprawą dziewczyny pod osłoną nocy, tak by nikt ich nie podejrzewał, spotykają się i knują swoją zemstę.

Lubię takie niezobowiązujące i lekkie książki. Ta podobała mi się szczególnie dlatego, że miała letni klimat, wszystko działo się na wyspie i czytając ją czułam się jakbym była tam na wakacjach. Wyspa Jar była tylko tłem dla historii, gdyż najważniejsze były rewelacje z życia głównych bohaterek. Podobało mi się, że narracja była prowadzona właśnie z ich punktu widzenia po kolei, a więc autorki dały wgląd w myśli Lilli, Kat i Mary, co było bardzo dobrym posunięciem ze względu na to, że mogłam poznać historię każdej z nich. Mimo, że nie popieram tego typu zachowań i sama bym się nie posunęła do tego co zrobiły dziewczyny, to uważam, że "Ból za ból" może pomóc komuś podjąć decyzje zanim zrobi coś głupiego i nieodpowiedzialnego. Jest to dopiero pierwsza część serii, a zakończenie pozostawiło po sobie wiele pytań, dlatego nie wiadomo jeszcze jak dalej rozwinie się sytuacja dziewczyn, a ja jestem tego bardzo ciekawa!

Świetne wykreowane postaci, lekki, a zarazem tajemniczy klimat to właśnie atuty tej książki. Duet Han & Vivian wyszedł naprawdę dobrze i aż jestem zdziwiona, że pisanie w parze wyszło autorkom tak ciekawie. Akcja była spójna, styl autorek również nie odbiegał od siebie i wcale nie miało się wrażenia jakoby książkę pisały dwie osoby. Zdecydowanie polecam na te ciepłe, wakacyjne dni, które są już przed nami, ja natomiast będę wyczekiwać drugiego tomu.

Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Wydawnictwu Feeria young! :)

wtorek, 21 czerwca 2016

156. Tytany - Victoria Scott

Tytuł: Tytany Autor: Victoria Scott
Stron: 334 Wydawnictwo: IUVI 

Twórczość Victorii Scott poznałam już jakiś czas temu, przy okazji jej serii "Ogień i woda", która podbiła serca polskich czytelników. Sama zaliczam się do tego grona i nadal bardzo miło wspominam książki z tej serii. Dzisiaj natomiast przychodzę do Was z nową książką Scott "Tytany". Ciekawe czy ma szansę powtórzyć sukces "Ognia i wody"?

Astrid Sullivan nie ma w życiu łatwo. W jej rodzinie od zawsze panowało zamiłowanie do hazardu, począwszy od jej dziadka, po ojca, aż w końcu po nią samą. Dziewczyna od dziecka uwielbia oglądać wyścigi tytanów- mechanicznych koni. Wyścigi te stały się niezwykle sławne i od lat przyciągają wielu widzów. Jednym z nich był kiedyś jej dziadek, który chętnie obstawiał wyniki tytanów, aż pewnego dnia stracił wszystko. Jego syn, a ojciec Astrid, zamiłowanie do hazardu ma we krwi i też okazało się ono dla niego zgubne. Teraz mając dom na utrzymaniu i nakaz eksmisji, rodzinie Sullivanów przyda się każdy napływ gotówki. Przez przypadek Astrid natrafia na staruszka, który proponuje jej wzięcie udziału w wyścigu. Dziewczyna nie waha się ani chwili, bo wie, że wygrana w wyścigu mogłaby zmienić całe jej życie i uratować rodzinę od rozpadu.

W przypadku poprzedniej serii autorki, z wciągnięciem się w historię nie miałam żadnych problemów. Niestety tym razem to spotkanie nie przebiegło tak pomyślnie i trochę przy "Tytanach" się wynudziłam. Jakby nie patrzeć, to bardzo pomysłowa i dobrze napisana książka, która niejednego może zaskoczyć. Sama idea zasługuje na pochwałę, bowiem takich stworzeń jak tytany w literaturze jeszcze nie spotkałam. Oczywiście sam pomysł czasem nie wystarcza i w tym wypadku reszta trochę kulała. Mam wrażenie, że za dużo było w niej nierealnych i naiwnych wątków, nawet jak na ten gatunek. Przymykam jednak na to oko w mojej ocenie, gdyż wiem, że książka skierowana jest raczej do młodszych czytelników, dla których takie sytuacje mogą wydawać się całkiem normalne.

Plusem są bohaterowie książki, w tym nie tylko silna i zdeterminowana główna bohaterka, ale także postaci drugoplanowe, których jest całkiem sporo. Każda z nich jest wyrazista i ma coś ciekawego do zaoferowania. Zamysł książki całkiem przypadł mi do gustu, szczególnie wątki poboczne dotykające problemów rodzinnych bohaterki. Autorka nie skupiła się tylko na mechanicznych koniach i wyścigach, ale zadbała o to, żeby postaci miały swoje życie poza derbami. W przypadku Astrid łatwo nie było, ale to właśnie przez sytuację jaka panowała u niej w domu, dziewczyna odważyła się wziąć udział w wyścigu. Nie powiedziałabym żeby to było roztropne zachowanie, zważywszy na to, że Astrid nigdy jeździła na żadnym tytanie, co mogło skończyć się dla niej tragicznie.

Mimo tych kilku minusów uważam, że "Tytany" to dobra książka, skierowana głównie do młodszych czytelników, którzy lubią powieści przygodowe z dozą fantastyki. Autorka w subtelny sposób w swojej twórczości pokazuje jak ważne są dobre relacje między bliskimi i że warto w życiu dążyć do upragnionego celu. Warto przeczytać, chociażby dla bardzo miłego w odbiorze stylu autorki.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu IUVI! 

sobota, 28 maja 2016

155. Pani Noc - Cassandra Clare

Tytuł: Pani Noc Autor: Cassandra Clare 
Stron: 828 Seria: Mroczne Intrygi #1 Wydawnictwo: MAG

Cassandra Clare już od dobrych paru lat należy do grona moich ulubionych autorek. Jej pierwszą książkę przeczytałam mając jakieś piętnaście lat, a teraz mając dwadzieścia jeden, jej twórczość podoba mi się tak samo jak wtedy. Świat Nocnych Łowców towarzyszy mi od dawna i wcale mi się nie nudzi, a więc dopóki Clare pisze, ja będę czytać to co wyjdzie spod jej pióra. Dary Anioła dobiegły końca, ale to nie znaczy, że już więcej nie spotkamy Nocnych Łowców, gdyż w "Pani Noc" poznajemy historię zupełnie nowych bohaterów.

Emma i Julian są nierozłączni od małego. Zbliżyły ich do siebie traumatyczne przeżycia po Mrocznej Wojnie, w której oboje stracili rodziców. Julian wraz z młodszym rodzeństwem przeniósł się do Instytutu w Los Angeles, ale nie chcąc rozstawać się z Emmą, postanowili, że zwiążą się przysięgą parabatai aby nikt więcej nie mógł ich rozdzielić. Dziewczyna od zawsze uważała, że za zabójstwem jej rodziców nie stoi Sebastian Morgenstern, jak to zakłada Clave, ale ktoś inny. Od wielu lat prowadzi prywatne śledztwo, ale dopiero teraz, po kilku latach od ich śmierci, Emma trafia na trop zabójcy. Okazuje się, że w mieście zjawiła się osoba za to odpowiedzialna i zostawia po sobie kolejne ofiary. Tym razem Emma jest gotowa stawić czoło mordercy i sprawić by zapłacił za to co zrobił, gdyż ma przy boku swojego parabatai i wiernych przyjaciół.

Clare zawsze udaje się wciągnąć mnie do świata jej książek. Za każdym razem jej bohaterowie i ich losy stają się dla mnie bardzo ważni, przez co nie mogę się oderwać od tego co czytam. Po "Mieście Niebiańskiego Ognia", które zwieńczyło losy Clary i Jace'a, czyli jednej z moich ulubionych par książkowych, myślałam, że już żadna seria o Nocnych Łowcach jej nie przebije, ale mogłam być w błędzie. "Pani Noc" niczego nie brakuje, a Clare serwuje czytelnikowi masę atrakcji, emocji i wzruszeń. Nie zabraknie tu również dobrze znanych postaci z Darów Anioła, które czasem służą pomocą młodszym bohaterom, a także skomplikowanych relacji międzyludzkich. Do Instytutu wraca Mark, który po Mrocznej Wojnie został uprowadzony Blackthornom przez Faerie, a także pojawi się wątek zakazanej miłości, a jak wiadomo to co zakazane smakuje najlepiej, a więc będzie z tego powodu wiele wzburzeń i emocji. 

W kilku aspektach "Pani Noc" mocno przypominała Dary Anioła, szczególnie ich pierwsze tomy, zwłaszcza jeśli chodziło o zakazaną miłość. Jeśli czytaliście "Miasto kości" to zapewne wiecie co mam na myśli. Tutaj również pojawiło się takowe uczucie, ale nie między domniemanym rodzeństwem, tylko parabatai. Z jednej strony jestem zdziwiona, że Clare postanowiła ponownie w ten sposób namieszać, a z drugiej myślę sobie, że coś w tych zakazanych związkach jest. Im bardziej dwójka osób nie powinna ze sobą być, tym mocniej chcemy żeby jednak im się udało i żeby byli razem bez względu na cenę. Przynajmniej z mojego punktu widzenia tak to wygląda. Wracając do sedna, Cassandrze naprawdę dobrze to wychodzi, więc nawet rozumiem czemu to robi. W końcu nigdy nie może być za słodko. Ciekawe co z tego wyjdzie i szczerze mówiąc nie mogę się już doczekać następnego tomu.

"Pani Noc" to świetna książka, pełna akcji, która zawiera w sobie trochę kryminału, fantastyki i romansu. Dla mnie to idealne połączenie, a w wykonaniu Clare jak zwykle trafione w dziesiątkę. Cieszy mnie fakt, że autorka nadal tworzy w świecie Nocnych Łowców, bo naprawdę ciężko byłoby mi się z nimi rozstać. Jak na pierwszą część z serii, poprzeczka ustawiła się bardzo wysoko, więc jestem ciekawa jak to będzie z kontynuacją i czy uda jej się przebić ten tom. Reasumując serdecznie polecam Wam ten tytuł, jeśli jesteście wielbicielami Darów Anioła. Znajdziecie tu wiele smaczków, a nawet specjalne opowiadanie o bohaterach tej właśnie serii. Dla mnie rewelacja!

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu MAG! 

piątek, 22 kwietnia 2016

154. Remedium - Suzanne Young

Tytuł: Remedium Autor: Suzanne Young Stron: 430
Seria: Program cz. 0 Wydawnictwo: Feeria young 

We wrześniu poprzedniego roku swoją premierę miała pierwsza część cyklu "Program", o tytule "Plaga samobójców". Zewsząd napływały do mnie jej pozytywne opinie i zachęcające do czytania recenzje. W tamtym czasie, niestety nie skusiłam się na lekturę, jednak cały czas mam ją w planach. W tym miesiącu w Polsce ukazał się zerowy tom z serii, czyli opisujący wydarzenia poprzedzające historię z tomu pierwszego. Zrobiłam pewne rozeznanie w tej kwestii i zdecydowałam, że mogę bez obaw przystąpić do lektury "Remedium" bez znajomości sequela. Wydaje mi się, że miałam rację.

Quinlan McKee wiedzie nietypowe życie pracując jako sobowtór. Jej zadaniem jest pomoc rodzinom, które w ostatnim czasie straciły kogoś ukochanego i nie potrafią się z tym pogodzić. Wtedy do akcji wkracza Quinlan, która wedle zlecenia tymczasowo przejmuje rolę denata. Najpierw uważnie studiuje wszystkie dostępne informacje o danej osobie i na określony czas przeistacza się w nią. W ten sposób niesie pocieszenie rodzinie zmarłej i pomaga im domknąć proces żałoby. Dziewczyna jest w tym bardzo dobra, można nawet powiedzieć, że jest wzorowym sobowtórem, dlatego częste kontrakty nie są dla niej niczym nowym. Warunek jest tylko jeden - nie może się angażować emocjonalnie. Niestety natłok kontraktów i inne czynniki, wpływają na jej następne zlecenie. Tym razem Quinn wciela się w nastoletnią Catalinę Barnes, która wiodła fantastyczne życie. Dla sobowtórów, takich jak Quinlan, najciężej jest nie utracić swojej tożsamości, a w przypadku obecnego zlecenia, coraz trudniej jest jej określić co jest prawdą, a co złudzeniem. Na domiar złego, okazuje się, że śmierć Cataliny mogła wynikać z epidemii...

Zasiadając do "Remedium" nie wiedziałam czego się po niej spodziewać. Z jednej strony miałam świadomość, że seria Suzanne Young zbierała wśród czytelników same pochlebne opinie, jednak ta książka opowiada wydarzenia sprzed Programu, a więc była dla mnie prawdziwą zagadką. Postanowiłam po nią sięgnąć, ponieważ stwierdziłam, że skoro jest to prequel i historia zupełnie innych bohaterów niż w "Pladze samobójców" i "Kuracji..." to się nie pogubię. Tak właśnie było i na szczęście nie miałam żadnych problemów z wdrożeniem się do tego świata. Autorka bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie oryginalnością swoich pomysłów, które chociaż na początku wydawały mi się dziwne, to później tak się wciągnęłam, że nie mogłam oderwać się od lektury.

Być może w jakiś sposób na tym tracę, że przeczytałam ją nie znając części pierwszej i drugiej, ale mogę śmiało stwierdzić, że nawet mimo tego, "Remedium" bardzo mi się podobało. Bohaterowie wykreowani przez panią Young, a w szczególności Quinlan McKee czyli główna postać żeńska, mieli złożone osobowości i przede wszystkim niezwykłą pracę, która powszechnie cieszyła się złą sławą. Nikt nie lubi ludzi podszywających się pod innych, bo przecież każdy chce się czuć niezastąpiony, natomiast zawód sobowtóra w pewien sposób temu przeczy. Quinn będąc w tym tak dobra, często musiała przez to cierpieć, jednak koniec końców dziewczyna czerpała satysfakcję z niesienia pomocy innym, co wynagradzało jej niektóre przykre sytuacje.

Autorka w książce porusza trudne tematy, mamy tu bowiem do czynienia nie tylko ze śmiercią, ale także całym procesem żałoby po stracie i godzeniem się z nią. Oprócz tego pojawiają się wątki odnajdywania swojej tożsamości, a także pierwszych miłości i wszystkich komplikacji z niej wynikających. Osobiście z wielką ciekawością śledziłam losy Quinlan, a po zakończeniu i cliffhangerze w jakim zostawiła czytelnika autorka, nie mogę uwierzyć, że nie poznam dalszej części wydarzeń, zważywszy na to, że w "Pladze samobójców" występują inni bohaterowie. Nie przedłużając, książkę zdecydowanie polecam, nawet tym którzy tak jak ja, nie czytali pierwszej i drugiej części, gdyż ja się doskonale we wszystkim odnalazłam. Teraz pozostaje mi tylko nadrobić następne tomy, mając nadzieję, że będą równie dobre jak "Remedium". 

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu Feeria young! :)

piątek, 25 marca 2016

153. Ktoś taki jak ty - Sarah Dessen

Tytuł: Ktoś taki jak ty Autorka: Sarah Dessen Stron: 256
Wydawnictwo: HarperCollins 

Książki młodzieżowe przez długi czas królowały u mnie na półkach. To właśnie one pomagały mi w okresie dorastania, gdyż zazwyczaj mogłam się w pewien sposób utożsamiać z bohaterkami tych powieści. Od kilku lat moje gusta czytelnicze uległy zmianie, co jest jak najbardziej normalne zważywszy na to, że nie mam już nastu lat i problemy nastolatek już mnie w pewnym sensie nie dotyczą. Czasami jednak nadejdzie mnie ochota na mały powrót do przeszłości, oderwanie się od moich standardowych lektur i zabranie się za coś z pogranicza młodzieżówki i Young Adult.

Halley i Scarlett to najlepsze przyjaciółki od lat. Przeszły razem nie jedno, ale jak źle by nie było, zawsze mają siebie. Dziewczyny od zawsze były ze sobą blisko, mówiąc sobie o wszystkim, a więc gdy Halley dowiaduje się, że jej szesnastoletnia przyjaciółka jest w ciąży, jest w niemałym szoku. Okazuje się, że Scarlett zaszła w ciążę z Michaelem, który był jej wakacyjną miłością, ale niestety niedawno poniósł tragiczną śmierć. Teraz cała odpowiedzialność spływa na nastolatkę, jednak nie będzie w tym wszystkim osamotniona, bo w końcu od czego ma się najlepszą przyjaciółkę? Halley i Scarlett czeka trudny okres i prawdziwy sprawdzian ich przyjaźni.

Do tej pory nie znałam książek Sary Dessen, ale słyszałam o niej sporo pochlebnych opinii, dlatego z ciekawością zabrałam się za ten tytuł, który przeznaczony jest głównie dla młodzieży. Dużym zaskoczeniem dla mnie było, że książka ta została wydana po raz pierwszy w 1998 roku, co jest dużym kawałkiem czasu. Dlatego czytając ją, myślami przenosiłam się do końcówki lat dziewięćdziesiątych, gdzie nie było jeszcze smartphonów, ani innych nowoczesnych technologii. Właściwie nawet mi to nie przeszkadzało i traktowałam to jako atut. 

"Ktoś taki jak ty" to zaskakująco mądra i przemyślana książka. Autorka pokazuje w niej siłę przyjaźni, a także przestrzega czytelnika, przed lekkomyślnym zachowaniem. Nie spodziewałam się tego, a już na pewno, że znajdę w niej głębsze przesłanie, co pozytywnie mnie zaskoczyło. Kiedyś pewnie inaczej odebrałabym tego typu książkę, ale w tej chwili muszę przyznać, że śmiało bym ją poleciła młodszym koleżankom, które dopiero wkraczają w dorosłość. Między wierszami można wiele z niej wyczytać, co skłania do zastanowienia się dwa razy zanim zrobimy coś pochopnie. Kolejne co mi się podobało w tej książce, to poprowadzony wątek rodzinny. Halley kiedyś świetnie dogadywała się z matką, jednak wkraczając w szesnastkę, całkowicie się od niej odcina. Dessen pokazuje jak łatwo można zniszczyć relacje budowane od lat, a także jak ważne jest zaufanie między członkami rodziny, czy przyjaciółmi. Po przekroczeniu pewnej granicy, ciężko jest wrócić na tę samą ścieżkę, tak jak to było w przypadku Halley i jej matki.

Sarah Dessen wykreowała bardzo autentycznych bohaterów, którym nie brakuje wad. Halley to taka typowa szara myszka, która jest cieniem swojej wspaniałej przyjaciółki. W szkole nikt nie zwracałby na nią większej uwagi, gdyby nie to, że przyjaźni się ze Scarlett. Jak to nastolatka, próbuje w swoim życiu nowych rzeczy, chociaż nie zawsze wychodzi jej to na dobre. Ale na tym chyba polega dorastanie, ważne jest tylko, żeby uczyć się na swoich błędach i w przyszłości ich nie popełniać. Mimo pewnych głupot, które bohaterki popełniały, polubiłam je. Podobało mi się, że ich relacja była taka prawdziwa i zawsze siebie wspierały, bo w życiu ważne jest żeby mieć wokół siebie takie osoby. Halley i Scarlett, chociaż nie we wszystkim się zgadzały, to prędzej czy później potrafiły się dogadać.

"Ktoś taki jak ty" to ciekawa młodzieżówka, z której nastolatki mogą wynieść kilka życiowych lekcji. Książka dotyka spraw pierwszej miłości, prawdziwej przyjaźni, a także więzów rodzinnych. Wszystko to jest owiane nastoletnimi problemami, z którymi większości z nas, przyszło się kiedyś borykać. Dobra jako pewna przestroga, dlatego polecam ją szczególnie młodzieży.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Harper Collins!

niedziela, 20 marca 2016

152. Zdrada - Marie Rutkoski

Tytuł: Zdrada Autor: Marie Rutkoski Seria: Niezwyciężona #2
Stron: 405 Wydawnictwo: Feeria young

Pierwsza część serii Niezwyciężona podbiła moje serce. Podobało mi się w niej wszystko, począwszy od cudownej szaty graficznej po niesamowicie wciągającą historię, od której ciężko mi było się oderwać. Finał "Pojedynku" zostawił po sobie wielki niedosyt, przez który nie mogłam się doczekać premiery kolejnej części. Dzisiaj nareszcie miałam okazję poznać dalsze losy Kestrel i Arina, które w żadnym wypadku nie zawodzą.

Kestrel w oczach ojca generała Trajana, zawsze była ukochaną córką, ale niestety po ukończeniu pewnego wieku, przestała spełniać jego oczekiwania. Miała iść do wojska i dowodzić armią po ojcu, jednak świat walki i podejmowania trudnych decyzji o wysyłaniu żołnierzy na front, nie był dla niej. Ostatnimi czasy jej życie uległo zmianie, poznała herrańskiego niewolnika Arina, którego z wzajemnością darzyła uczuciem i mimo jego zdrady, nadal zajmuje on ważne miejsce w jej sercu. Kestrel aby ratować herrańczyków przed zagładą ze strony imperatora, postanawia pójść z cesarzem na układ. Niestety będzie on od niej wymagał poświęcenia i wielkiej ostrożności. Dziewczyna godzi się zostać synową cesarza, jednak życie na dworze okaże się dla niej trudniejsze niż myślała. Czy decyzja, którą podjęła była słuszna i czy Arin kiedykolwiek dowie się jakie motywy nią wtedy kierowały?

"Zdrada" bez wątpienia różni się od pierwszej części, gdyż tym razem towarzyszymy Kestrel w pałacu imperatora. Dziewczyną targają sprzeczne emocje, nie jest pewna czy podjęła słuszne decyzje, ani co tak naprawdę może zrobić aby pomóc obywatelom Herranu. Nie popiera ona zachowania imperatora, który rządzi bezwzględnie i idzie do celu po trupach. Tytuł tej części jest nieprzypadkowy, mimo, że w oryginale brzmi on Zbrodnia, to zmiana ta jest uzasadniona, ponieważ w tej części możecie się spodziewać licznych zdrad, nawet po osobach, które darzycie dużym zaufaniem. Od samego początku widać, że tutaj akcja idzie w innym kierunku. Kestrel na poważnie zaczyna zajmować się polityką, i mimo wielkiego niebezpieczeństwa angażuje się w różne intrygi. Wszystko robi po to, aby pomóc innym i ograniczyć zło, które wyrządza imperator. 

Koniec spotkań przy filiżance herbaty i ploteczek o damach z dworu. Tym razem Kestrel bierze sprawy w swoje ręce i nie zamierza siedzieć bezczynnie gdy inni ludzie cierpią. "Zdrada" to część poważniejsza, poruszająca większe problemy niż "Pojedynek". Nawet uczucie Kestrel i Arina zostaje odepchnięte na dalszy plan, chociaż zawirowań nie brakuje. Mimo wszystko w pierwszej części uwielbiałam wątek tej dwójki i tutaj bardzo mi go brakowało. Arin zostaje gubernatorem Herranu, a co za tym idzie spływają na niego różne obowiązki, a sama Kestrel oprócz oczywistych problemów, które stara się rozwiązać w sposób pokojowy, musi przygotować się do zaślubin z księciem Vereksem. Sytuacja tragiczna dla wszystkich czytelników, którzy od początku kibicowali Kestrel i Arinowi. Dwa silne i niezależne charaktery zaplątane w uczucie, które nigdy nie powinno się zdarzyć, znowu napotykają na swojej drodze komplikacje. Mam nadzieję, że w trzecim tomie sytuacja między nimi się wyjaśni, bo ja nie widzę innej możliwości. 

Marie Rutkoski po raz kolejny zaskakuje i zasypuje czytelnika emocjonującymi zdarzeniami. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać po tej książce, ani co autorka postanowi zgotować bohaterom, ale zostałam pozytywnie zaskoczona. Zakończenie oczywiście zostawiło mnie w wielkim szoku, ale nie tylko ono, gdyż właściwie przez całą książkę autorka wplatała niespodziewane zwroty akcji. "Zdrada" to świetna kontynuacja, która utrzymuje poziom poprzedniej części. Nie mogę się już doczekać ostatniego tomu, a Was zachęcam do lektury tej serii, jeśli jeszcze jej nie znacie.

Za egzemplarz bardzo dziękuję Wydawnictwu Feeria young!

niedziela, 6 marca 2016

151. Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender - Leslye Walton

Tytuł: Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender Autor: Leslye Walton
Stron: 298 Wydawnictwo: SQN

Do tej pory nie jestem pewna co skłoniło mnie do przeczytania tej książki. Czy była to zasługa pięknej okładki, intrygującego tytułu, a może jeszcze czegoś innego? Myślę, że każda z tych cech miała podobny wpływ na mój wybór. Dzisiaj napiszę wszystko o tym, co siedzi mi w głowie po jej przeczytaniu. Mętlik jest spory, ale miejmy nadzieję, że zdołam sensownie określić swoje wrażenia po poznaniu osobliwych przypadków narratorki tej powieści, Avy Lavender.

Życie rodziny Roux to w gruncie rzeczy pasmo nieszczęść. Emilienne- babka Avy, doznała w swoim życiu tyle cierpienia, że zabrakłoby jej palców u rąk aby je zliczyć. Razem ze swoją rodziną, kobieta przeniosła się ze słonecznej Francji do Ameryki, która miała się dla nich okazać zbawieniem. Niestety nie wszystko szło po ich myśli i wkrótce w rodzinie ostała się sama Emilienne, która nie wiedząc do końca co ze sobą począć, udała się na zachód Ameryki, gdzie wkrótce urodziła córkę Viviane. Po kilkunastu latach została babcią osobliwych bliźniaków i dniu, w którym na świat przyszły wnuczęta Emilienne, całe miasto zebrało się pod szpitalem, aby oddać im cześć. Cudem miała być córka Viviane, Ava Lavender czyli dziecko urodzone ze skrzydłami. Przez niektórych została uznana za Anioła, a przez drugich za wynaturzenie. Żadne z tych określeń nie było prawdziwe, gdyż Ava była zwykłą dziewczynką, obdarzoną czymś co do zwykłych przypadłości nie należało. Skrzydła zapewniły jej odosobnione życie. Jej matka Viviane, bojąc się o nią, trzymała ją odizolowaną od świata, a kiedy dziewczynka była gotowa wyjść z ukrycia, okazało się, że matka miała rację chroniąc ją przed światem zewnętrznym...

Historia Avy to jedna z tych, które zostawiają po sobie ślad. Z jednej strony nie do końca spodobała mi się jej historia, a z drugiej nie mogę odmówić jej swoistej wyjątkowości. Leslye Walton opisała losy rodu Roux w bardzo ciekawy sposób, przeplatając je dużą dawką magii. Książka ta została napisana w stylu realizmu magicznego, a więc znajdziemy tu pewne niespodziewane cechy bohaterów, a także dziwne zjawiska nadprzyrodzone. Rodzina Lavenderów zdecydowanie należy do osobliwców, gdyż każdy z jej członków cechował się niespotykanymi umiejętnościami. Weźmy na przykład babkę Avy Emilienne, która po śmierci ukochanego rodzeństwa, a później męża, cały czas widzi ich duchy, które nie opuszczają jej na krok. Jej córka Viviane również odziedziczyła pewien dar, a mianowicie ma bardzo mocno rozwinięty węch, którym potrafi przeczuwać kłopoty czy nadchodzącą miłość, albo radość. Z całego schematu nie mogła wyłamać się również Ava, która jak na Lavenderównę przystało też wyróżnia się z otoczenia. Niestety w jej przypadku skrzydła są widoczne na pierwszy rzut oka i nie jest ona w stanie ich ukryć tak jak jej matka i babka ukrywały swoje zdolności. Sprawiło to, że dziewczyna od najmłodszych lat borykała się ze swoją odmiennością, próbując zrozumieć dlaczego nie może być taka sama jak rówieśnicy.

"Znowu on. Los. To słowo często towarzyszyło mi, kiedy byłam dzieckiem. Szeptał do mnie z ciemnych kątów pokoju w czasie samotnych nocy. Był pieśnią ptaków na wiosnę i wołaniem wiatru w nagich gałęziach zimowego popołudnia. Los. Zarówno moja udręka, jak i pociecha. Mój towarzysz i moja klatka."

Zdawać by się mogło, że książka ta będzie historią samej Avy, jednak wcale tak nie jest. Autorka od samego początku przybliża czytelnikowi losy kobiet Roux zaczynając od trzeciego pokolenia wstecz. Dowiadujemy się wielu szczegółów z życia Emilienne, a później Viviane, by swoją przygodę zakończyć na losach Avy. Jednak wszystkie te historie mają wpływ na życie dziewczynki i to one ją ukształtowały. Leslye Walton stworzyła niebanalna historię, w której przeplatają się niezwykłe losy rodziny kobiet, które wiele doświadczyły w życiu. Jednym z ważniejszych tematów jakie porusza Walton jest miłość- nielogiczna, nieokiełznana, a w przypadku rodziny Roux tragiczna. Niestety kobiety z tego rodu szczęścia na tym polu nie miały, co więcej, bywała ona w ich przypadku zgubna. Co by nie zdradzić za dużo, na tym zakończę omawianie tego wątku.

"Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender" to przede wszystkim historia życia Emilenne, Vivane i Avy. Można ją opisać jako ciekawą sagę rodzinną z dużą dawką magii, którą najbardziej docenią wielbiciele realizmu magicznego. Na mnie ta książka nie zrobiła tak wielkiego wrażenia, jak się tego spodziewałam i czasami bywała dla mnie nużąca. Oczywiście niektóre jej aspekty mi się podobały, a szczególnie klimat, którego nigdzie indziej jeszcze nie spotkałam. Zdecydowanie jest to książka jedyna w swoim rodzaju, ale nie nadaje się ona dla każdego. Polecam starszym czytelnikom, którzy w literaturze szukają czegoś niepowtarzalnego i przejmującego. Jest to książka, obok której nie możecie przejść obojętnie.

Za możliwość poznania przypadków Avy Lavender i jej rodziny, dziękuję Wydawnictwu SQN!

niedziela, 28 lutego 2016

Stos [1/2016]

Cześć!
Dzisiaj przychodzę do Was z pierwszym stosem w tym roku. Znowu nie należy on do największych i składa się głównie z egzemplarzy recenzenckich, ale to dlatego, że z zakupami książkowymi czekam na marcowe premiery :) Szykuje się ich tyle, że mój portfel będzie płakał. :D


Od dołu:
1. "Stop prawa" od Wydawnictwa MAG, recenzja
2. "Złe dziewczyny nie umierają" od Feerii, recenzja
3. "Kamień i sól" od IUVI, recenzja
4. "Linia serc" od Otwarte, recenzja
5. "Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender" od SQN, właśnie czytam :)
6. "Parabellum t.2" zakup własny. Znalazłam niestety tylko drugą część, a pierwszej nigdzie nie ma :(
7. "Ta dziewczyna" zakup własny
Oprócz tych tytułów, pojawiły się u mnie też e-booki takie jak: "W ramionach gwiazd" oraz "Zanim się pojawiłeś", którą muszę przeczytać jeszcze przed premierą filmu :)

Pozdrawiam!

wtorek, 23 lutego 2016

150. Przedpremierowo: "W ramionach gwiazd" - Amie Kaufman & Meagan Spooner

Tytuł: W ramionach gwiazd
Autorki: Amie Kaufman i Meagan Spooner
Seria: Starbound #1
Stron: 488
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 9/10

PREMIERA: 02.03.16

"W ramionach gwiazd" to książka, o której pierwszy raz usłyszałam jakiś rok temu od zagranicznych czytelników. Rzuciła mi się w oczy od razu, gdyż tak pięknej okładki nie sposób przeoczyć. Jako, że już od jakiegoś czasu bardzo chciałam ją przeczytać, byłam w siódmym niebie gdy zobaczyłam, że wkrótce ma się ona pojawić również u nas. Czy jest to książka, która faktycznie zasługuje na tyle pochwał, które napływają z każdej strony?

Lilac LaRoux to córka najważniejszego i zarazem najbardziej wpływowego człowieka w całej galaktyce. Wiedzie życie w luksusie i każda jej zachcianka spełniana zostaje bez żadnych problemów, wystarczy że dziewczyna kiwnie palcem. Dla niej przyjęcia balowe są normalnością, do której zdążyła się już przyzwyczaić, ale podróże międzygalaktyczne nie dla każdego stanowią taką samą rozrywkę. Dla Tarvera Merendsena, wojskowego, który dzięki swoim umiejętnościom i odwadze w walce na froncie zdobył liczne odznaki i tytuły, bale to sama męczarnia, ale gdy podczas jednego z przyjęć, zauważa przy jednym ze stolików samotną rudowłosą piękność, nie może się powstrzymać i postanawia bliżej ją poznać. Nie mija wiele czasu, a na promie, którym lecą dochodzi do katastrofy. Cudem tej dwójce w porę udaje się katapultować, nim ze statku pozostanie jedynie wspomnienie. Lilac i Tarver lądują na nieznanej planecie i od tej chwili ta dwójka, choć całkowicie od siebie różna, zdana jest tylko na siebie.

Rzadko kiedy sięgam po powieści, których akcja dzieje się w kosmosie, ponieważ takich historii napisano już tyle, że mam wrażenie, że już nic nowego mnie nie zaskoczy. Jednak sięgając po "W ramionach gwiazd" wiedziałam, że nie będzie to lektura powielająca stare schematy, a podczas czytania moje przypuszczenia tylko się potwierdziły. Panie Kaufman i Spooner stworzyły kosmicznie dobrą historię, od której nie mogłam się oderwać. Od momentu katastrofy statku, aż po sam koniec, nie byłam choćby przez chwilę pewna losów bohaterów. Myślałam, że wiem czego mogę się spodziewać, ale nic z tego, bo autorki co rusz zaskakiwały mnie czymś nowym i dotąd nieznanym. Kierują parę bohaterów na obcą planetę i zsyłają im na barki straszny ciężar, gdy na miejscu okazuje się, że z katastrofy cało wyszli tylko oni. Lilac i Tarver chociaż bardzo od siebie różni, muszą znaleźć sposób na przeżycie w tym dziwnym i odludnym miejscu.

Jestem pełna podziwu dla autorek za to jak poradziły sobie z przedstawieniem życia w kosmosie, a później na nieznanej planecie. Od samego początku podobał mi się plastyczny język jakim się posługiwały i namacalni bohaterowie. Odkąd lądują na obcej ziemi ich charaktery zmieniają się i ewoluują. Lilac i Tarver walczą o ratunek i przeżycie, a co za tym idzie zmuszeni są do porzucenia dawnych przyzwyczajeń i wygód oraz dostosować się do nowo zaistniałej sytuacji. Dla chłopaka są to warunki, do których jest w stanie szybko się zaadaptować, gdyż na froncie nie raz był w podobnych sytuacjach, natomiast pannie LaRoux jest znacznie trudniej. Zagubiona księżniczka w pięknej sukni i butach na obsach, nagle musi odłożyć na bok swoją dumę i maniery, dając z siebie wszystko, w poszukiwaniu czegokolwiek, co umożliwi im sprowadzenie pomocy. Nie da się ukryć, że bohaterowie przechodzą ogromną zmianę, a wspólna wędrówka uświadamia im, że są dla siebie kimś znacznie więcej niż tylko towarzyszami podróży. Między nimi rodzi się uczucie, które w normalnych warunkach nigdy nie miałoby szansy zaistnieć.

"W ramionach gwiazd" to książka naprawdę oryginalna, która nie daje o sobie zapomnieć przez długi czas, chociaż ciężko ją dokładnie przypisać do jednego gatunku, gdyż znajdą się tu elementy pasujące do science-fiction, a także Young Adult, a w pewnych momentach pojawiają się nawet motywy paranormalne. Autorki postarały się aby czytelnik z każdą stroną pragnął więcej i więcej, potęgując napięcie przez cały czas. Nic w tej książce nie było przewidywalne, a zwroty akcji momentami wbijały w fotel i wyciskały łzy z oczu. Jest to powieść o przetrwaniu, poszukiwaniu siebie i odnajdywaniu nadziei nawet w chwilach, gdy nic nie idzie po naszej myśli. Pięknie napisana historia, wciągająca od samego początku, którą gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte

piątek, 19 lutego 2016

149. Kamień i sól - Victoria Scott

Tytuł: Kamień i sól Autor: Victoria Scott Seria: tom #2
Stron: 365 Wydawnictwo: IUVI

Do dziś pamiętam jak bardzo podobała mi się pierwsza część serii Victorii Scott czyli "Ogień i woda". Książka o młodej dziewczynie, która by uratować swojego brata, postanawia wziąć udział w Piekielnym Wyścigu i zawalczyć o lek dla niego. W tej części przed bohaterami stoją jeszcze dwie próby, co dla mnie oznaczało, że czekają mnie godziny napięcia i świetnej rozrywki! 

Telli udało się dotrzeć do kolejnego etapu Wyścigu. Sukcesem ukończyła dwa ekosystemy, jakimi była dżungla oraz pustynia. Podczas rozgrywek dziewczyna zdobyła przyjaźń nie tylko wielu pandor, ale także uczestników. Należą do nich Guy, Harper, Olivia i Jaxon, z którymi postanawia się sprzymierzyć. Tym razem przed nimi nowe wyzwania i niebezpieczeństwa. Uczestnicy będą musieli zmierzyć się z przeszkodami nie tylko tymi na lądzie, ale także na morzu i górach. W Wyścigu wzięło udział stu dwudziestu dwóch uczestników, na tym etapie jest ich zaledwie czterdziestu. Zwycięzca może być tylko jeden, ale czy będzie nim Tella?

Seria Vicotrii Scott przypadła mi do gustu od samego początku. Wydawać by się mogło, że historii podobnych do niej na rynku wydawniczym jest wiele, ale nie jest to do końca prawda. Scott może i miała podobne pomysły, ale widać, że w swoich książkach idzie własnymi ścieżkami i stara się unikać schematów. W pierwszej części największym zaskoczeniem jak i pozytywem były pandory, czyli genetycznie zmodyfikowane zwierzęta, który miały za zadanie pomagać uczestnikom w wygranej. Tutaj również ich rola była ta sama, ale dodatkowo dla Telli stały się prawdziwymi sprzymierzeńcami i kimś w rodzaju przyjaciół. Niestety organizatorzy Wyścigu nie dali zapomnieć uczestnikom, że pandory to zwierzęta stworzone przez nich, a co za tym idzie, mogą bezkarnie je wykorzystywać do swoich okrutnych rozgrywek. Przez to nie raz, zwierzęta te były krzywdzone i wystawiane na potworne cierpienia. Ciężko się to czytało i jak zwykle gdy chodzi o przemoc na zwierzętach, było to dla mnie szokujące i zarazem łamiące serce. 

W tym tomie autorka skupiła się również na ukazaniu przemiany głównej bohaterki i nie sposób było tego nie zauważyć, gdyż sama Tella co rusz powtarzała, że już nie jest tą samą, strachliwą dziewczyną co kiedyś. Trzeba jej to przyznać, że stała się dużo odważniejsza i zaczęła sama podejmować niektóre decyzje, a co za tym idzie przestała polegać tak bardzo na Guy'u. Co do tego bohatera, to polubiłam go już przy okazji "Ognia i wody", a teraz utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że to świetny chłopak. Momentami było mi go szkoda, bo Tella stawiając na swoją samodzielność, przestała liczyć się z jego zdaniem i w moich odczuciach czasem było to dosyć krzywdzące wobec niego. Z wszystkich bohaterów to właśnie tę parę polubiłam najbardziej, jednak pozostałym też niczego nie brakuje. Idealnym uzupełnieniem ich charakterów są oczywiście pandory, których nie sposób nie polubić. 

Zastanawia mnie teraz czy "Kamień i sól" to już ostatnia część z serii, gdyż nigdzie nie mogę znaleźć informacji o tym, aby miała powstać kontynuacja. Zakończenie sugeruje, że to jeszcze nie jest definitywny koniec i zostawia otwartą bramkę na nowe losy Telli. Przyznam, że gdyby miałby to być ostatni tom, to byłabym zawiedziona, gdyż tak naprawdę nadal pewne sprawy i wątki są nierozwiązane. Byłoby szkoda pozostawić akcję w takim momencie i nie dopisać dalszej części wydarzeń. Jednak jako kontynuacja jest to książka, która zdecydowanie utrzymała poziom poprzedniczki i jest to tak samo trzymający w napięciu, dobry kawałek literatury dla młodzieży.

"Kamień i sól" to bardzo dobra kontynuacja, która zaskakuje i momentami ściska za gardło czytelnika. Serię Victorii Scott szczerze polecam, zwłaszcza, że autorce udaje się cały czas utrzymać postawioną wysoko poprzeczkę, a w kontynuacji udowadnia tylko, że ciekawych pomysłów ma jeszcze wiele w zanadrzu. Teraz pozostaje mi tylko trzymać kciuki abyśmy doczekali się trzeciej części, gdyż nie wyobrażam sobie, żeby historia Telli miała skończyć się w takim momencie. Polecam!

1. Ogień i woda 2. Kamień i sól

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu IUVI!

wtorek, 16 lutego 2016

148. Stop prawa - Brandon Sanderson

Tytuł: Stop prawa Autor: Brandon Sanderson Seria: Z mgły zrodzony #4
Stron: 289 Wydawnictwo: MAG

Pierwsze trzy tomy z serii Z mgły zrodzony wspominam wspaniale. Było to fantastyka na najwyższym poziomie, która zachwyciła mnie pod wieloma względami. Niesamowicie wykreowany świat, bohaterowie, a także pomysłowe moce Allomancji, Feruchemii i Hemarulgii. Te trzy tomy zrobiły na mnie ogromne wrażenie, a szczególnie ostatni tom, dosłownie epicki finał. Teraz przyszła pora na czwarty tom, tym razem trzysta lat po wydarzeniach z "Bohatera Wieków". Co tym razem przygotował Sanderson dla fanów swojej twórczości?

Minęło trzysta lat odkąd Scadrial został wyzwolony. Postaci takie jak Sazed, Kelsier, Vin czy Elend są już częścią dawnej historii, choć wciąż trwają w pamięci jego mieszkańców. Świat unowocześnia się, powoli wprowadzana zostaje elektryczność, powozy i maszyny. Mimo tego Allomancja i Feruchemia wciąż odgrywają znaczącą rolę, szczególnie gdy chodzi o zachowanie porządku i przestrzeganie prawa. Te niezwykłe umiejętności idealnie sprawdzają się w przypadku stróżów prawa, jakim był kiedyś Waxilium Ladrian, gdy jeszcze mieszkał w Dziczy. Zostaje on zmuszony do opuszczenia swoich terenów i udania się do stolicy Elendel. Tam ma objąć stanowisko wuja, który nagle poniósł tragiczną śmierć i przyjąć jego obowiązki. Dopiero po przyjeździe mężczyzna uświadamia sobie, że Miasto wcale nie jest tak bezpieczne jak się tego spodziewał i być może będzie musiał na chwilę przypiąć swą odznakę, by wraz z przyjacielem Waynem rozwiązać zagadkę Znikaczy okradających pociągi i biorących przy tym zakładniczki.

Nie wiedziałam czego się spodziewać po tej książce. Przede wszystkim byłam bardzo podekscytowana tym, że poznam kolejne historie z uniwersum Z mgły zrodzonego, choć trzysta lat później. Z bohaterami tamtej serii byłam naprawdę zżyta, a więc "Stop prawa" miał być dla mnie czymś w rodzaju pocieszenia po zakończeniu "Bohatera Wieków". Nie do końca tak się stało, gdyż o tych bohaterach prawie wcale nie było mowy i zauważyłam, że Sanderson postanowił trochę oddzielić te dwie historie i skupić się na nowych postaciach. Głównym bohaterem jest Wax, który jest Podwójnym, a to oznacza, że przy pomocy Allomancji może Odpychać metale, a dzięki Feruchemii zmniejszać lub zwiększać swój ciężar. Jest on postacią, którą można polubić, ale to jego przyjaciel Wayne jest tu zdecydowanie tym przyjaźniejszym i weselszym. Nie powiem, żebym za bardzo się do nich przywiązała, ale zważywszy na małą objętość książki, to chyba nic dziwnego. 

"Stop prawa" pokazuje ewolucję jaką przechodzi Scadrial, a także jak wygląda świat o który tak mocno walczyli Vin, Elend i Kelsier. Tym razem bohaterowie powieści stoją po stronie prawa i porządku, chcąc utrzymać go w ładzie i harmonii. Powieść ta bardzo przypominała mi kryminał, ze względu na prowadzone śledztwa, opierający się na dobrze znanej fantastyce. Niestety nie dla mnie to wszystko, gdyż przez większość czasu strasznie się wynudziłam i piszę to z bólem serca, gdyż do tej pory podobało mi się wszystko co wyszło spod pióra Sandersona. Byłam na nią nastawiona bardzo pozytywnie, ale im więcej czytałam tym większe było moje rozczarowanie. Nie było to coś, na co liczyłam. Za mało tej magii, a za dużo kryminalnych zagadek. Zupełnie nie przypominało mi to stylu Sandersona jakiego znam. 

Brandon Sanderson zaskoczył mnie tą powieścią, ale nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Autor poszedł w odmiennym kierunku niż w przypadku poprzednich trzech tomów serii, które w moich odczuciach były genialne, natomiast to co stworzył w "Stopie prawa" jest od tego dalekie. Jak widać, nie wszystkie serie da się przedłużyć, tak aby były one satysfakcjonujące dla każdego. Jako osoba, która wręcz pokochała Z mgły zrodzonego, nie mogę przeboleć, że ta część nawet w małym stopniu jej nie dorównuje. Osobom, które jeszcze nie miały okazji czytać tej serii, radzę ją zakończyć na pierwszy trzech tomach, a ten sobie po prostu darować, gdyż ma on z nią niewiele wspólnego. Niemniej jednak książkę tę można czytać bez ich znajomości, dlatego jeśli macie ochotę na kryminał z dozą fantastyki, to "Stop prawa" powinien się sprawdzić.

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu MAG! 

środa, 3 lutego 2016

147. PREMIEROWO: "Linia serc" - Rainbow Rowell [akcja #czytamyrazem]

Tytuł: Linia serc Autor: Rainbow Rowell
Stron: 378 Wydawnictwo: Otwarte

AKCJA #CzytamyRazem

"#CZYTAMYRAZEM to akcja społeczna, której głównym zadaniem jest promocja wspólnego czytania książek przez mamy i córki. Wierzymy, że w ten sposób nie tylko pokażemy, że
literatura łączy pokolenia, a książki nie znają wieku, ale również udowodnimy,
że pożyczanie sobie nawzajem i czytanie tych samych książek może pomóc w
budowaniu lepszych relacji między rodzicami a dziećmi i poprawiać komunikację w
trudnym okresie dojrzewania. Zakładamy, że tak jak mama może polecać książki
swojej córce, tak córka może polecać książki swojej mamie, a wspólna lektura będzie
stanowić temat do rozmów." - opis ze strony Wydawnictwa

Gdy dostałam zaproszenie do wzięcia udziału w akcji #czytamyrazem, podjęcie decyzji nie sprawiło mi kłopotu. Spodobała mi się idea akcji, bo sama wychowałam się w rodzinie, w której czyta się dużo książek. Kiedyś to moi rodzice przodowali w tej dziedzinie, a teraz niezaprzeczalnie, role się odwróciły i to ja pochłaniam największą ilość tytułów. Było mi miło, że mogłam podzielić się wrażeniami z lektury z moją mamą, która również wzięła udział w wyżej wymienionej akcji. Zapraszam na naszą recenzję! :)

Georgie McCool wiedzie ciekawe życie, przy boku męża Neala i dwóch córeczek Alice i Noomi. Jej praca polega na pisaniu scenariuszy do komedii telewizyjnych i idzie jej to naprawdę świetnie. Niestety praca wymaga od niej wielu poświęceń, a przede wszystkim czasu. Kobieta rzadko bywa w domu, a dziećmi zajmuje się głównie Neal. Pewnego grudniowego dnia, na horyzoncie pojawia się niesamowita okazja dla Georgie. W końcu jej marzenia mogą stać się rzeczywistością, ale tu sprawy zaczynają się komplikować. Zbliża się Boże Narodzenie, a to oznacza, że powinna wyjechać z rodziną do Nebraski by jak zawsze świętować z rodziną Neala. Jednak Georgie postanawia w pełni zająć się pracą nad serialem, zamiast wyjechać. Dopiero po fakcie, kobieta uświadamia sobie, co też najlepszego zrobiła.

Relacje Neala i Georgie w ostatnich latach znacznie się pogorszyły, ale przecież nie zawsze było tak źle. Kiedyś byli jedną z tych zapatrzonych w siebie par, jednak czas płynął i każde z nich zajęte swoimi obowiązkami utraciło to, co było kiedyś dla nich najważniejsze. Gdy Neal wyjeżdża z córkami, a Georgie zostaje sama w Los Angeles, pracując nad scenariuszem, w końcu zdaje sobie sprawę jakie mogą być tego konsekwencje. Czy Neal ją zostawi? Czy ją jeszcze kocha? Gdy wszystko zaczyna się wokół niej sypać, na pomoc przychodzi magiczny, żółty telefon...

Rainbow Rowell już jakiś czas temu skradła moje serce za sprawą "Eleonory&Parka", pięknej historii dla młodzieży. Tym razem miałam okazję poznać jej twórczość skierowaną do dorosłych czytelników. Do końca nie wiem co sądzić o tej książce, gdyż z jednej strony mi się podobała, a z drugiej niektóre wątki, szczególnie ten z żółtym telefonem wydają mi się całkiem niedorzeczne. Zacznę może od tego co moja mama sądzi na temat "Linii serc" gdyż na większość tematów mamy podobne zdanie. Przede wszystkim moja mama nie jest osobą, która przepada za romansami i zazwyczaj zaczytuje się w kryminałach, dlatego z początku sceptycznie podchodziła do lektury. Jednak minęło trochę czasu i zauważyłam, że nawet dała się wciągnąć w fabułę. Na pierwszy rzut oka, powieść wydała jej się nieciekawa i nużąca. Dopiero po jej przeczytaniu, co zgodnie stwierdziłyśmy, można dostrzec w niej pewną wyjątkowość i głębszy sens. To książka o życiu, o relacjach międzyludzkich, a także o tym, że czasami jesteśmy tak zajęci sobą i gonitwą naprzód, że zapominamy co jest istotne. 

Dla Georgie praca była na pierwszym miejscu, co dla mojej mamy było zupełnie niepojęte. Sama ją w tej kwestii popieram, gdyż nie wyobrażam sobie, prowadzić takiego życia jak główna bohaterka "Linii serc" chociaż jestem w stanie ją zrozumieć. Od zawsze marzyła o stworzeniu serialu, razem ze swoim najlepszym przyjacielem Sethem, i gdy w końcu nadarzyła się ku temu okazja, nie wahała się. Dopiero później zaczęła sobie uświadamiać jak wiele może stracić, jeśli nie zawalczy o miłość Neala. Co było dla mnie i mamy zaskakujące, to wątek magicznego telefonu. Nie zdradzając zbyt wielu szczegółów, aby nie psuć Wam lektury, napiszę tylko, że mi się on podobał, chociaż jestem trochę zła, że autorka w żaden sposób nie wyjaśniła jego działania i czy on w ogóle był prawdziwy, czy tylko działo się to w głowie bohaterki. Jest to sprawa nierozwiązana i autorka zostawiła ją czytelnikowi do rozgryzienia. To właśnie żółty telefon odgrywa w tej historii kluczową rolę. Dzięki niemu, Georgie zauważa wszystko z szerszej perspektywy i postanawia zmienić się na lepsze. 

Razem z mamą przyznałyśmy, że "Linia serc" to przyjemna książka, po przeczytaniu której człowiek uświadamia sobie, że powinien częściej doceniać to co ma i pielęgnować relacje z bliskimi, gdyż często nie zdajemy sobie sprawy ze znaczenia niektórych rzeczy i spraw, dopóki ich nie stracimy. Książka Rainbow Rowell może i nie ma pędzącej akcji, ani nie jest żadnym objawieniem, ale ma w sobie urok i typowe dla autorki ciepło bijące ze stron powieści. Reasumując, cieszę się, że mogłam wziąć udział w akcji i razem z mamą podzielić się wrażeniami z lektury, jak za dawnych czasów. Nam obu książka przypadła do gustu, chociaż mi trochę bardziej, ale to pewnie dlatego, że do książek Rowell mam sentyment. "Linia serc" to książka przepełniona ciepłem, humorem i miłością, w dodatku z odrobiną magii. Polecamy!

Za możliwość wzięcia udziału w akcji #czytamyrazem 
dziękujemy Wydawnictwu Otwarte!

niedziela, 24 stycznia 2016

146. Złe dziewczyny nie umierają - Katie Alender

Tytuł: Złe dziewczyny nie umierają Autor: Katie Alender
Seria: Złe dziewczyny nie umierają #1 Stron: 356
Wydawnictwo: Feeria young

Czasem naprawdę niewiele trzeba żebym zwróciła uwagę na książkę. Mam słabość do klimatycznych okładek i intrygujących tytułów. Na pewno sami rozumiecie co mam na myśli, patrząc na książkę Katie Alender. Dodatkowo lubię eksperymentować z różnymi gatunkami w literaturze i tym razem postanowiłam spróbować z młodzieżówką o mrocznym klimacie.

Alexis nie należy do najpopularniejszych dziewczyn w szkole. Nie pasuje na cheerleaderkę, ale co ważniejsze wcale jej to nie przeszkadza. Jednak z jej różowymi włosami i charakterkiem, ciężko jest się jej odnaleźć wśród rówieśników, dlatego całkowicie oddaje się swojemu hobby, czyli robieniu zdjęć. Jest to coś, co najbardziej ją uszczęśliwia i do tego wychodzi jej to całkiem dobrze. Natomiast jej młodsza siostra Kasey, która też nie słynie z bycia towarzyską, za jedyne przyjaciółki ma swoje lalki. Kolekcjonuje je od najmłodszych lat i zdobią one wszystkie półki w jej pokoju. 

Siostry mieszkają w starym i wielkim domu, który wśród przechodniów wzbudza dość negatywne odczucia. Dla dziewczyn jest to zupełnie normalne i nie przejmują się zanadto opiniami innych. Do czasu gdy w domu naprawdę zaczynają dziać się dziwne rzeczy, od jasnej poświaty, która przenika do domu, po podmuchy zimnego powietrza i hałasy w piwnicy. Co na początku Alexis bierze za złudzenia, później okazuje się całkiem rzeczywiste. Wszystko zaczyna się od osobliwego zachowania jej młodszej siostry. Dziewczyna miewa ataki złości, zyskuje większą siłę niż zazwyczaj i czasem traci pamięć, a jakby tego było mało, jej oczy skrzą się nienaturalnym blaskiem. Alexis zaczyna nabierać przekonania, że być może jej siostrę opętał... zły duch. Czy uda jej się uratować od tego siostrę, zanim komuś stanie się krzywda?

Przyznam się Wam, że nic bardziej mnie nie przeraża w filmach czy literaturze niż opętanie. W zasadzie to, nieszczególnie lubię się bać, ale latający facet z siekierą nie robi na mnie takiego wrażenia jak właśnie opętanie przez złe duchy, czy jakieś inne zjawiska paranormalne. Jak wiecie "Złe dziewczyny nie umierają" są właśnie o opętaniu, jednak jak na literaturę młodzieżową przystało, poziom strachu podczas czytania jest raczej delikatny. Nie można jej nazwać typowym horrorem, gdyż jest to zbyt mocne słowo by ją opisać, ale będąc szczerą nieraz zdarzyło mi się odczuwać lekki niepokój. Dowodem tego może być moja reakcja na dzwoniący telefon, gdy czytałam książkę i akurat byłam w takim momencie, że aż podskoczyłam w fotelu gdy usłyszałam dzwonek. Sami widzicie jak łatwo można mnie wystraszyć. 

Książka "Złe dziewczyny nie umierają" wywarła na mnie pozytywne wrażenie, w głównej mierze dzięki bohaterce Alexis, którą od razu polubiłam. Jak na piętnastolatkę wykazała się rozumem w niejednej sytuacji i zaskoczyła mnie swoim charakterkiem. Natomiast jej siostra Kasey, od samego początku wzbudzała we mnie obawę, a sam fakt, że kolekcjonowała lalki i miała ich cały pokój, dodatkowo potęgował to uczucie. Najważniejsze w tym wszystkim było to, jak Alexis poradziła sobie z problemem siostry. Przerażało ją to i choć z początku nie mogła w to uwierzyć, zrobiła wszystko by odnaleźć sposób na pozbycie się złego ducha, który wstąpił w Kasey. 

"Złe dziewczyny nie umierają" to horror dla młodzieży, który świetnie nadaje się dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z powieścią grozy. Osobiście nie lubię horrorów, ale ten tytuł jest tylko jego delikatną odmianą i bardziej wpasowuje się w paranormalną powieść dla młodzieży. Momentami wzbudza niepokój i powoduje, że ciarki biegną po plecach, ale oprócz tego w historię zostają wplecione typowe problemy nastolatki borykającej się ze swoją odmiennością, a także wątek romantyczny, który łagodzi ogólne wrażenie i sprawia, że książkę czytało mi się bardzo przyjemnie. Jak dla mnie, strzał w dziesiątkę. Polecam!

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję 
Wydawnictwu Feeria young!